28 lutego 2014

Odświeżanie w podróży? Żaden problem

Wybierając się w podróż kobieta dźwiga ze sobą tonę kosmetyków. Wiadomo bowiem,że w naszym podręcznym bagażu musi się znaleźć WSZYSTKO co potrzebujemy do makijażu, a licząc,że będą to ulubione cienie, tusz, podkład, puder, róż, rozświetlacz, bronzer, korektor....... wychodzi całkiem sporo. Do tego krem na dzień, krem na noc i oczywiście jakiś preparat do demakijażu. A jakby tak dało radę zrezygnować z 3 ostatnich pozycji to było by o wiele lżej, prawda?

W zeszłym tygodniu wzięłam udział w jednorazowej akcji dla blogerek, zorganizowanej na fanpage firmy


Do testów otrzymałam odświeżające chusteczki firmy Marion.


Opakowanie:

Chusteczki odświeżające mieszczą się w foliowym opakowaniu, w kolorze pomarańczowym.



Opis producenta / Sposób użycia:



Skład:



Moja opinia:

Chusteczki odświeżające  swoimi rozmiarami są mniejsze od tych higienicznych. Opakowanie zawiera 15 sztuk delikatnie nasączonych chusteczek. Mimo,że wysoko w składzie, a konkretnie w samym jego środku znajduje się perfum, to zapach nie jest przyjemny. Napis na opakowaniu daje nadzieję,że będzie to zapach owocowy, natomiast jak dla mnie jest ona bardzo chemiczny, coś jak proszek do prania, a pasta Sama. Chusteczki nie są miękkie, a raczej tępe w użyciu. Skład nie jest również najlepszy, a przynajmniej dla mnie, bo ja staram się unikać  2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, który tutaj znajduje się zaraz za perfumem. Ponarzekałam trochę, więc teraz czas na pochwałę. Jeżeli chodzi o działanie to produkt ten spisuje się znakomicie. Doskonale oczyszcza twarz, ręce czy ciało. Wspaniale spisuje się jako narzędzie do demakijażu twarzy i oczu. Oczywiście zanim przeczytałam instrukcję na opakowaniu, gdzie było napisane,żeby unikać kontaktu z oczami, to zdążyłam już zmyć sobie cały makijaż. Podkład, róż, tusz, cienie.. wszystko pięknie schodzi- wystarczy kilka machnięć chusteczką. Skóra nie jest wysuszona, ani ściągnięta.


Jeżeli jesteście zainteresowane tym produktem to znajdziecie je tutaj za cenę 2.40zł

26 lutego 2014

Matujący żel do mycia twarzy Tołpa

Oczyszczanie twarzy jest bardzo ważną czynnością dnia codziennego. Dzięki temu pozbywamy się nadmiaru sebum, oczyszczamy pory.. jednym słowem dbamy o swoją cerę. W tej chwili jestem na etapie poszukiwania idealnego specyfiku do mycia twarzy. Dzisiaj opowiem Wam o matującym żelu do mycia twarzy marki Tołpa, który dostałam na wrześniowym spotkaniu blogerek w Bydgoszczy.

Opakowanie:
Plastikowa tuba o pojemności 150ml, z zamknięciem typu klik. Opakowanie jest przezroczyste dzięki czemu można śledzić poziom zużycia żelu. Jak sam producent mówi - jest ono bezpieczne dla środowiska, bo można je poddać recyklingowi.




Opis producenta:
''Nasz dermokosmetyk usuwa zanieczyszczenia i nadmiar sebum. Przywraca równowagę miedzy przetłuszczającymi i przesuszonymi partiami twarzy. Oczyszcza pory i reguluje wydzielanie sebum. Zapobiega błyszczeniu skóry, łagodzi podrażnienia oraz nawilża. Pozostawia skórę odświeżoną i matową."

Sposób użycia:
"rozprowadź żel na powierzchni twarzy omijając okolice oczu oraz na dekolcie i plecach. Masuj delikatnie kolistymi ruchami, następnie spłucz wodą. Stosuj rano i wieczorem."

Skład:

Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Beltaine, Propylene Glycol, Peg-7 Glyceryl Cocoate, Peat Extract, Parfum, Thymus Vulgaris Extract, Sodium Lactate, Sodium Pca, Glycine, Fructose, Urea, Niacimianide, Inositol, Lactic Acid, Peg-55 Propelyne Glycol Oleate, Sodium Chloride, Panthenol, Triclosan, Tetrasodium Edta, Methylparaben, Propylparaben, Methylisothiazofinone.






Moja opinia:

Matujący żel do mycia ciała marki Tołpa jest bardzo wydajny. Stosowałam go codziennie przez prawie 2 miesiące. Do umycia twarzy wystarczy bowiem jego niewielka ilość. Produkt ten jest dość rzadki, ale nie wodnity. Ma herbaciany kolor.



Lekko się pieni i raczy nasze zmysły delikatnym roślinnym zapachem . Kompozycja zapachowa jest tak dobrana,że mnie osobiście kojarzy się z jakimś fajnym perfumem dla mężczyzn. Żel rzeczywiście matuje i doskonale oczyszcza pory. Bez problemu można dzięki niemu dokładnie zmyć makijaż całej twarzy. Nie testowałam go jedynie przy myciu oczu. Jeżeli chodzi o łagodzenie podrażnień.. mi on nie pomógł, kiedy miałam nie miłą przygodę z tym kremem. Odniosłam wrażenie,że moja (wtedy) podrażniona skóra staje się coraz bardziej przesuszona. Według mnie jest to jedyny mankament tego żelu- zamiast nawilżać- wysusza i pozostawia nieprzyjemne uczucie ściągniętej twarzy. Ja i tak nakładam po myciu krem, więc nie jest to dla mnie tak wyczuwalne. Mimo,że plusy przewyższają minusy moje poszukiwania idealnego preparatu do mycia twarzy nadal trwają.

24 lutego 2014

Dzień Kobiet - moc prezentów mam dla Was do wygrania:)

Dzisiejszy post jest z cyklu tych luźnych. Chciałabym bowiem zaprosić Was na rozdania, które są organizowane na moim fanpage. Do wygrania są naprawdę bardzo atrakcyjne nagrody, więc zachęcam Was kochane do brania udziału:)

Zaprezentuje Wam teraz nagrody i same zdecydujecie czy warto:)

1. Komplet seksownej  bielizny



2.Komplet biżuterii

 3.Sukienka




4. Kosmetyki (nagroda dla 2 osób)



5. Voucher na zakupy



Przypominam także o trwającym rozdaniu na blogu:)



Mam nadzieję,że Was zachęciłam:) Po więcej informacji zapraszam na fanpage.

............................................................................

Ogłoszenia parafialne

Mam do sprzedania laptop Samsung. Stan idealny. Używany sporadycznie do oglądania filmów. Chętnych zapraszam na priv.

23 lutego 2014

Chocolate kiss by Soraya

Uwielbiam czekoladę:) Mogłabym ją jeść kilogramami pod warunkiem,że byłaby nadziana orzechami lub bakaliami. Omnomnom .. rozmarzyłam się:)
Nigdy nie byłam przekonana do kosmetyków czekoladowych, ciasteczkowych lub innych o  kulinarnych zapachach. Zdanie zmieniłam w momencie, w którym wpadł mi w rączki żel pod prysznic marki Soraya. Produkt ten otrzymałam na spotkaniu blogerskim, które odbyło się we wrześniu zeszłego roku.

Opakowanie:
Plastikowa butelka w kolorze pięknego pudrowego różu, o pojemności 300ml. Śliczna, wręcz przesłodzona grafika sprawia,że nie można przejść obojętnie obok tego produktu. Butelka o opływowych kształtach nie wyślizguje się z rąk podczas kąpieli. Zamknięcie jest mocne-dość ciężko się je otwiera, i na szczęście wraz z upływem czasu nie wyrabia się, dzięki czemu opakowanie jest zawsze szczelnie zamknięte.


Opis producenta:


Skład:


Moja opinia:
Żel pod prysznic Chocolate kiss z linii so fresh marki Soraya ma solidne opakowanie, o którym mogliście przeczytać już wyżej. Zapach żelu jest słodki, ale nie przesłodzony. Nie jest też duszący, myślę,że jest to za sprawą pikantnej nuty w postaci ekstraktu z pieprzu afrykańskiego. Nie ma go jednak za wiele, w składzie znajduje się prawie na samym końcu. Żel ma gęstą, kremową konsystencję. Dzięki temu nie spływa z rąk podczas mycia. Jest koloru kakaowego.


Produkt ten pieni się dość dobrze. Wspaniale oczyszcza, nie powodując przy tym podrażnień czy wysuszenia skóry. Kąpiel z nim to prawdziwa przyjemność. Żel spodobał mi się na tyle,że mam zamiar wypróbować również inne wersje zapachowe:)

Polecam:)

20 lutego 2014

SENS.US Illumyna - szampon nadający objętości - My number one :)

Za każdym razem kiedy wybieram się do fryzjera uderza mnie moc pięknych zapachów używanych tam produktów do włosów. Uwielbiam te sporadyczne wycieczki, bo wtedy moje włosy i skóra głowy przechodzi prawdziwe spa. Jednym słowem raj na ziemi. Od jakiegoś czasu taki raj jestem w stanie sobie urządzić w swoim domu. Wszystko to za sprawą marki SENS.US-Polska , która już w grudniu wyraziła chęć współpracy z moją skromną osobą. Wszelkie nowinki dotyczące marki możecie śledzić na ich facebookowym profilu, do czego zachęcam.

Do testów otrzymałam dwa produkty  szampon i odżywkę. Dzisiaj z wielką przyjemnością napiszę o szamponie. Zanim jednak przejdę do recenzji chciałabym pochwalić firmę za profesjonalne podejście do klienta, tudzież blogerki. Produkty bowiem nie były wysyłane w ciemno, sama też ich nie wybrałam. Zrobiła to za mnie pewna przemiła Pani, która zadzwoniła do mnie i przeprowadziła wywiad na temat wyglądu i kondycji moich włosów. Jestem bardzo zadowolona z takiego podejścia, wiele firm mogłoby się uczyć od marki SENS.US profesjonalizmu. Bo co z tego,że dostalibyśmy świetny, markowy produkt, skoro nie odpowiadałby on naszym indywidualnym preferencją? Z SENS.US nie miałam takiego problemu. Zapraszam do recenzji.

Opakowanie:
Biała, plastikowa butelka w kształcie walca, o pojemności 250ml. Butelka jest bardzo poręczna, nie wyślizguje się z rąk podczas mycia włosów. Z przodu opakowania znajduje się grafika w postaci zielonych papryczek, z tyłu natomiast jest opis produktu w kilku językach (w tym w j.polskim), oraz skład produktu. Co mi się bardzo podoba - opakowanie nie jest oblepione żadnymi naklejkami, wszelkie informację są "wymalowane" bezpośrednio na butelce.



Opis producenta:



Sposób użycia:

"Nałożyć produkt na mokre włosy, wmasować, a następnie spłukać."


Skład:



Moja opinia:
Szampon Illumyna nadający objętości jest moim pierwszym kosmetycznym objawieniem w tym roku. Jest rewelacyjny począwszy od składu, zapachu, konsystencji i na działaniu kończywszy. Zapędziłam się, ale nie potrafię o tym szamponie napisać inaczej niż w superlatywach. Zacznę więc od początku.

Produkt ten ma cudowny zapach, który kojarzy mi się z perfumami? Hm.. z całą pewnością po otwarciu opakowania czuje się jakbym przekroczyła próg jakiegoś salonu fryzjerskiego. Jestem zaskoczona intensywnością zapachu, tym bardziej,że perfum znajduje się na samym końcu w składzie. Wielki plusem jest to,że zapach przy porannym myciu, zostaje z nami na cały dzień. Mój mąż nie raz chwalił zapach moich włosów. Wszystko to za sprawą jednego szamponu.

Konsystencja produktu jest dość gęsta, treściwa. Podczas nakładania na włosy, nie spływa z rąk,ani z włosów.



Szampon świetnie się pieni, tworząc przy tym bardzo miękką pianę. Wystarczy jego mała ilość, by umyć całe włosy. Produkt ten dobrze oczyszcza włosy i sprawia,że stają się one niesamowicie lekkie, sprężyste i  wyglądają na zdrowe.Nie obciąża, dzięki temu na końcach znowu pojawiły się u mnie loki:))) O taki efekt mi chodziło.

W tej serii znajdziemy jeszcze



POLECAM

18 lutego 2014

Art de Lautrec Smoky eyes

Każda z nas lubi kusić spojrzeniem. Oczy są zwierciadłem duszy,w które często zaglądamy. Warto więc pokusić się o ich podkreślenie, a efekt przydymionego oka nie traci popularności w makijażowych trendach. Intrygujący tytuł dzisiejszego postu mówi o wodoodpornej kredce do oczu smokey Eyes firmy Ados. Produkt ten otrzymałam w ramach współpracy z Drogerią Uholki.

Opakowanie:
Drewniana, dwustronna kredka. Z jednej strony zakończona rysikiem, a z drugiej gąbką do rozcierania. Rysik jest koloru czarnego, natomiast opakowanie srebrne z czarnymi napisami.




Opis producenta:

"Wysokiej jakości kredka do makijażu typu Smoky Eyes. Odpowiednia konsystencja pozwala zarówno na delikatne podkreślenie konturu oczu, jak i na wykonanie pełnego makijażu bez użycia cieni. Kredka nie wysusza i nie drażni powiek. Posiada formułę nawilżającą 24h oraz pielegnującą witaminę E.

Kredka jest dostępna w 3 klasycznych kolorach: czarnym, brązowym i szarym
"

Skład:
Naklejka ze składem znajdowała się na jednej z nakrętek, na szczęście łatwo można było ją odkleić. Niestety kiedy to zrobiłam starło się część napisów:(



Moja opinia:
Kredkę tą używam od 2 tygodni. Ma ona miękki rysik, który łatwo prowadzi się po powiece. Na linii wodnej oka tworzy ona słaby efekt. Czerń jest raczej przymglona. Ja uwielbiam głębokie czernie, więc efekt ten jest dla mnie niewystarczający. Wygląda tak


Wszystko zmienia się wraz z umalowaniem oka pod linią wodną. Czerń nabiera głębi i prezentuje się znakomicie.



Rysik się nie łamie, a gąbka solidnie trzyma się podstawy. Sama gąbka to fajny gadżet (ale czy potrzebny?). Ładnie rozciera kreskę, dzięki czemu uzyskujemy efekt przydymionego oka.



Kredka nie wywołuje podrażnień, zaczerwienień i jest to jej dużym plusem. Niestety nie jest ona wodoodporna tak jak mówi producent, bo w łatwy sposób można ją usunąć przy pomocy samej wody. Z tego powodu mam do niej mieszane uczucia.

Kredkę możecie kupić tutaj za cenę 7zł


 A tutaj kredka i mistrzowie drugiego planu kiciuch i Tosia:)

Miłego wtorku:)

17 lutego 2014

Rozdanie 2 w 1---> Światowy Dzień Kosmetyków + Dzień Kobiet

Witam Was kochani w ten piękny i słoneczny dzień. Spotykamy się dzisiaj przy okazji Światowego Dnia Kosmetyków, który został ogłoszony przez portal Uroda i zdrowie . Z wielką przyjemnością dołączam się do akcji i z tej okazji przygotowałam dla Was rozdanie.

Rozdanie wyjątkowe, bo łączy ze sobą dwie ważne daty:
17.02 --> Światowy Dzień Kosmetyków
8.03--> Dzień Kobiet

W związku z tym,że wiele osób wyrażało chęć przetestowania kosmetyków marki Oriflame, to wychodząc na przeciw Waszym oczekiwaniom skompletowałam zestaw składający się z  kosmetyków właśnie tej marki. Nie każdy ma dostęp do konsultantki, wiem o tym, bo dla inne katalogowe marki są mi obce.



W skład zestawu wchodzą następujące kosmetyki:

1. Nawilżający krem na dzień z witaminą E, do każdego typu skóry
2. Odżywczy krem na noc z witaminą E, do każdego typu skóry
3. Żel pod oczy
4. Podwójne cienie do powiek do użytku na sucho i na mokro  (odcienie fioletu)
5. Kredka do powiek zielona


ZASADY:
BLOG:
1. Zostań publicznym obserwatorem mojego bloga.
2. Umieść baner na swoim blogu + link
3.Odpowiedz na pytanie konkursowe:  Mój wymarzony prezent kosmetyczny to..uzasadnij krótko swój wybór.

FACEBOOK:
1. Zostań publicznym obserwatorem mojego bloga.
2.Polub Zakręcony Świat Marty na fb
3.Udostępnij grafikę konkursową na swoim fb +link
4.Odpowiedz na pytanie konkursowe:  Mój wymarzony prezent kosmetyczny to..uzasadnij krótko swój wybór.


Wzór zgłoszenia:

BLOG
1. Obserwuję jako:
2. Baner - link:
3.Mój wymarzony prezent kosmetyczny to..(uzasadnij)

FACEBOOK:
1.Obserwuję jako:
2. Lubię na fb i udostępniam grafikę konkursową jako.. + (podaj link udostępnienia)
3. Mój wymarzony prezent kosmetyczny to..(uzasadnij)

Wszystkie zgłoszenia wpisujemy pod tym postem.


ZAPRASZAM DO ZABAWY:)))

16 lutego 2014

W kolorach zieleni

Zielony-kolor nadziei. U mnie jest to także kolor tęsknoty za .. wiosną oczywiście. Już się nie mogę jej wręcz doczekać:)) Jestem pewna,że myślicie podobnie, bo przecież ile można patrzeć na szarości za oknem?

Dzisiejszy post będzie typowo makijażowy. Na poniższych zdjęciach zobaczycie dla odmiany nie moje, a  mojej siostry oczy, którą postanowiłam umalować.



Do wykonania tego makijażu użyłam cieni w dwóch odcieniach zieleni, i jeden w odcieniu szarości. Najjaśniejszy cień położyłam we wewnętrznym kąciku oka, aby go rozświetlić, najciemniejszy po zewnętrznej stronie,żeby nadać głębi spojrzeniu. Do wykończenia makijażu użyłam czarnego eyelinera na powiece i czarnej kredki na linii wodnej oka. Do tego odżywka do rzęs i mascara i ta dam:) Jak Wam się podoba?



Leniwa niedziela udziela się także i mnie, ale szykuje dla Was fajne rozdanie:) Zachęcam zatem wszystkich odwiedzających mnie do obserwacji:)

Miłego dnia:)

14 lutego 2014

Mleczko czy płyn micelarny? A może mleczko micelarne?

Walentynki = Dzień zakochanych, jest to święto, które swoim komercjonalizmem podbiło świat. Również i ja jestem jego zwolenniczką w związku z tym życzę Wam dzisiaj mnóstwa przyjemności i upojnych chwil u boku kochanej osoby. A wszystkim singlom życzę znalezienia pokrewnej duszy:)


O czym dzisiaj? O produkcie, który używam już od 2 miesięcy, a który zakupiłam z czystej ludzkiej ciekawości. Mleczko już miałam, płyn micelarny też, ale mleczko micelarne jest u mnie nowością. Czy skuszę się na nie ponownie? Za chwilę się dowiecie.


Opakowanie:
Biała, plastikowa butelka o pojemności 200ml, z zamknięciem typu klik.





Opis producenta:



Skład:



Moja opinia:
Zacznę może od opakowania, bo choć lubię takie otwieranie, to po jakimś czasie stosowania wieczko się wyrobiło i klikać już nie chciało. Produkt stał więc na wpół otwarty :/  Mleczko micelarne jest koloru białego, czyli tak jak wszystkie inne mleczka, różni się natomiast konsystencją, która jest leista. Po nałożeniu go na wacik, ładnie się wchłania, ale nie tak szybko jak zwykły micel.

 
Zgodnie z obietnicą producenta  mleczko micelarne jest bezzapachowe. w składzie znajdują się parabeny, więc nie będzie on pożądany przez osoby, które ich unikają.

A teraz słów kilka o działaniu. Produkt ten dobrze zmywa makijaż, jedynie z wodoodpornym tuszem sobie nie poradził, ale chyba ten tusz mam jakiś dziwny, bo nic go nie rusza. Mleczko na twarzy nie powoduje żadnych podrażnień, natomiast jak przez przypadek dostanie się do oczu to wywołuje szczypanie/pieczenie. Grr.. trzeba zalać oczy litrem wody, nie lubię czegoś takiego.

Cena to ok 14 zł, moim zdaniem nie wart jest jej, bo za taką samą możemy mieć już produkt, który spełni nasze oczekiwania.



11 lutego 2014

Nawilżanie włosów olejki orientalne Marion

Uwielbiam szeroko pojętą pielęgnację i nie jest to ważne czy dotyczy ona twarzy, ciała czy włosów. Po prostu nie wyobrażam sobie dnia bez dopieszczania siebie, bo jak nie ja to kto to ma zrobić? Ostatnio dużą wagę zaczęłam przykładać do włosów, które podupadły na zdrowiu, wypadają garściami i zaczęło brakować w nich życia. Z tym problemem zgłosiłam się nawet do dermatologa i w tej chwili jestem na etapie badań.

Produkt, który dzisiaj chcę Wam przedstawić pochodzi z Drogerii Uholki , a jest nim nawilżający olejek migdały i dzika róża marki Marion.

Opakowanie:
Plastikowy, przezroczysty pojemnik, o pojemności 30 ml, z bardzo wygodnym, estetycznym dozownikiem.


Opis producenta:
"Intensywnie nawilżający olejek przeznaczony do włosów suchych i niezdyscyplinowanych. Oleje zawarte w formule intensywnie nawilżają i zapobiegają puszeniu się włosów. Olejek przywraca włosom elastyczność, gładkość i witalność. Już kilka kropel doskonale odżywia i sprawia, że włosy odzyskują blask i zdrowy wygląd.

Składniki aktywne:

- Dzika róża- zwiększa elastyczność włosów, nadając im aksamitny połysk
- Rozmaryn- zapobiega wypadaniu włosów oraz ich przesuszaniu
- Słodkie migdały - nawilżają włosy, sprawiając, że są miękkie i miłe w dotyku oraz chronią przed czynnikami zewnętrznymi
"

Opis użycia:
" Wycisnąć 2-3 krople na włosy omijając nasadę. Stosować dowolnie:
1. Przed suszeniem i układaniem - na wilgotne włosy, by były miękkie i łatwe do wystylizowania.
2. Na wykończenie fryzury, aby wydobyć piękny blask włosów.
Nie spłukiwać. Chronić oczy. W przypadku dostania się preparatu do oczu przemyć wodą"

Skład:
Cyclopentasiloxane (emoliet), Dimethiconol (emoliet), Dimethicone (emoliet), Phenyl Trimethicone (silikon), Isopropyl Myristate (emoliet), Parfum, Prunus Amygdalus Dulcis Oil (olej migdałowy), RibesNigrum (Black Currant) Seed Oils(olej z pestek czarnej porzeczki), Helianthus Annuus Seed Oil(olej słonecznikowy), Rosmarinus Officinalis Leaf Extract (ekstrakt z rozmarynu), Rosa Canina Extract (ekstrakt z dzikiej róży), Thocopheryl Acetate(estrowa forma witaminy E), Ascorbyl Palmitate (ester kwasu askrobiowego), BHT, Butylphenyl Methylpropional(substancja zapachowa), Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde (substancja zapachowa), CI60725, CI 26100




Moja opinia:
Olejek zamknięty jest w wygodnym opakowaniu, z poręcznym dozownikiem, dzięki któremu aplikacja jest czystą przyjemnością. Po naduszeniu dozownika wypływa jedna kropla, która jak na moje włosy starczyła.Olejek ma przyjemny, słodki zapach, który przez chwilę utrzymuje się na włosach.

Jeżeli chodzi o działenie to wypróbowałam go na dwa sposoby tak jak było to podane w instrukcji. Po pierwsze nałożyłam 2 krople na wilgotne włosy. Szczerze? Coś okropnego:( Moje włosy były obciążone, poklejone, nie dałam im szans wyschnąć samoistnie i choć od dawna nie używam suszarki to tym razem po nią sięgnęłam. Po wysuszeniu włosy wyglądały już dobrze, były puszyste i miękkie.

Za drugi sposób użycia wzięłam się przy okazji kolejnego mycia. Tym razem nałożyłam 1 kroplę na suche włosy. Pomaga to zahamować puszenie się włosów, ale jestem pewna,że jakby nałożyć więcej niż jedną kroplę to włosy wyglądałyby po prostu na tłuste. Oczywiście nie chcę generalizować, bo ja mam cienkie i rzadkie włosy i wierzę,że osoby z bujną fryzurą musiałyby nałożyć sobie większą ilość tego preparatu.

Nie raz już powtarzałam,że lubię kosmetyki firmy Marion, tym razem się zawiodłam. Wystarczy bowiem spojrzeć na skład - na samym początku pełno emolietów, silikon, a zaraz po nim perfum, dopiero później występują oleje, więc choć chciałabym,żeby tak było to trudno jest mi przyznać rację producentowi, że są to składniki aktywne. Dalej znów widzimy substancje zapachowe. Obawiam się,że dłuższe stosowanie mogłoby wysuszyć włosy, a nie je nawilżyć. U mnie będzie służył jedynie jako "przyklepywacz" naelektryzowanych włosów.

Produkt ten możecie kupić tutaj za cenę 7,20zł

Miałyście? Używałyście? Jakie są Wasze spostrzeżenia?

9 lutego 2014

Trochę magii na paznokciach


Tydzień za tygodniem gna niespokojnie i nawet nie wiem jak to się stało,że znów mamy niedzielę, przecież dopiero co był poniedziałek. Też macie takie uczucie umykającego Wam czasu?

Dzisiaj będzie pięknie, magicznie, kolorowo a to wszystko za sprawą dwóch lakierów do paznokci czarnego miss sporty i ewidentnej gwiazdy czyli Golden Rose Jolly Jewels nr 119.




Co nieco lakierach - czyli co mi się w nich podoba, a co można by było zmienić.

Miss sporty lasting colour maxi brush up to 10 days

Lakier znajduje się w 7ml słoiczku. Podoba mi się w nim pędzelek -jest on szeroki i pięknie pokrywa cały paznokieć. Kolor po pierwszym nałożeniu jest blady, intensywności nabiera przy drugiej warstwie. Pięknie się błyszczy.




Golden Rose Jolly Jewells nr 119
Ach i och straciłam głowę dla tej marki i mam nadzieję stopniowo poszerzać swoją kolekcję GR :) Lakier ma postać brokatowych drobinek zatopionych w bezbarwnej bazie. Całość znajduje się w szklanym słoiczku o pojemności 10,8ml. Pędzelek jest nieco węższy i rzadszy od innych wersji lakierów GR, ale do nakładania brokatu - idealny. Wystarczy jedno zamoczenie by pięknie pomalować paznokieć. Zapewne przy drugiej warstwie paznokcie byłyby całe pokryte brokatem, ale ja chciałam uzyskać efekt nocnego nieba..



Jak Wam się podoba ten efekt?




Mnie bardzo <3



Zdjęcia robiło się dość ciężko, bo brokat niesamowicie odbija światło, cudownie się mieni:)



Przy najbliższych zakupach zdecyduje się na jeszcze inną wersję kolorystyczną drobinek. Czy podbije moje serce tak jak ta? Czas pokaże:)



7 lutego 2014

Pierwsze denko w Nowym Roku -styczeń 2014

Piątek - tygodnia koniec, weekendu początek:) Jest to też u mnie czas na porządki i przy tej okazji postanowiłam pożegnać się ze zużytymi opakowaniami, które dzielnie gromadziłam przez cały styczeń.

Moje styczniowe denko w całości prezentuje się tak. Mimo,że projekt ten prowadzę od niedawna to jest ono chyba największe z dotychczasowych.





Chcąc ułatwić sobie opis całość podzieliłam na dwa zdjęcia. Jeżeli były te produkty, przeze mnie recenzowały to nazwa produktu zostanie podlinkowana. Oto co znalazło się na pierwszym z nich:



1. Żel pod prysznic Balea Fiji Passionfruit  - genialny zarówno pod względem konsystencji jak i zapachu. Piękny smerfny kolor. Jest to wspaniały umilacz kąpieli, ale niestety pochodzi z edycji limitowanej, więc trudno jest mi powiedzieć czy jest on jeszcze dostępny.

2. Vagisil płyn do higieny intymnej - obecnie mój ulubiony. Delikatnie pachnie, nie podrażnia, doskonale myje/ odświeża. Jedynie konsystencja mnie denerwuje, bo jest on dość rzadki - płyn z łatwością może ześlizgnąć się z ręki.

3. Dynamizujący krem-żel od Garniera - porażka kosmetyczna roku, a może nawet i całego życia. Podrażnił, uczulił, wysuszył:/ Więcej znajdziecie pod linkiem. Nigdy więcej.

4. Tonik różany Garnier - w porównaniu do kremu spisał się przyzwoicie. Delikatnie pachnie, nie podrażnia, nie zawiera alkoholu i można go kupić za przystępną cenę do 10zł. Jeszcze kiedyś go sobie zakupię.

5. Ujędrniająca sól do kąpieli- lotos marki Be Beauty - biedronkowy produkt, który znakomicie sprawdza się podczas kąpieli. Pięknie pachnie, delikatnie barwi wodę, nie podrażnia i jest tani jak barszcz ok 3-4 zł, ja go kupiłam w promocji za 2.50zł.

6. Wcierka Joanna Rzepa - pochodzi z wymiany blogowej, dlatego znajduje się w opakowaniu po micelu z biedronki. Była to odlewka. Używałam ją przez miesiąc jednak nie zauważyłam różnicy w wypadaniu włosów. Być może przy dłuższej kuracji by się sprawdziła lepiej. Jestem w stanie zaryzykować i ją kupić.

7. Masło do ciała opuncja i biała herbata firmy Floslek - świetne masło o niestety obrzydliwym i mdlącym jak dla mnie zapachu. Chętnie zakupie, ale w innej wersji zapachowej.

8. Perfum Incandessence w roletce firmy Avon- piękny, wyrazisty zapach. Wersja 9ml idealna do każdej torebki. Chętnie kupię ponownie.

9. Żel peelingujący do ciała firmy Marion - małe drobinki, zbyt delikatne jak dla mnie. Nie kupię ponownie.

10. Podkład true match firmy Loreal - świetnie kryje, dostosowuje się do koloru twarzy, nie wysusza, bardzo wygodne opakowanie z pompką. Na pewno kiedyś po niego jeszcze sięgnę.

11. Mini płyn do demakijażu oczu Rival de Loop - kupiony na próbę. Dobrze zmywa wszelki makijaż, oprócz tego wodoodpornego, z tym sobie nie daje rady. Nie kupię.

12. Wypełniająco - modelujące serum do biustu firmy Parfecta - jak się nie trudno domyślić piersi mi nie urosły, nie wypełniły się. Obietnice producenta mają się nijak do działania. Na plus działa jedynie dobra cena, wchłanianie, konsystencja i zapach, ale równie dobrze mogę smarować piersi zwykłym balsamem, bo na jedno wyjdzie. Nie kupię.




13. Chusteczki do higieny intymnej Facelle- fajny rossmannowy produkt, który nie podrażnia, nie uczula, ładnie odświeża, niska cena - kupię.

14. Biotebal - 30 tabletek, które łykałam przez ostatni miesiąc na wzmocnienie włosów i paznokci. Jeżeli chodzi o włosy to niestety nie pomogły mi one- włosy dalej wypadają garściami (macie jakiś sprawdzony sposób na włosy???):(  Natomiast z paznokciami świetnie sobie poradziły, bo już po tygodniu stosowania paznokcie wyraźnie się wzmocniły, stały się twarde, nie miałam problemów z rozdwajaniem i zaczęły szybciej rosnąć. Do kupienia w aptece bez recepty za ok 35 zł. Nie kupię,bo szukam czegoś co pomoże moim włosom, a nie paznokciom.

15. Mydło Fruit kiss - biedronkowy zwyklak.

16. Maseczka anty stres Ziaja nie polubiłyśmy się, maseczka wywołała u mnie zaczerwienienie i uczucie ściągnięcia twarzy. Nie kupię.

17 + 19. Saszetki płynów do kąpieli z olejkami aromatycznymi - pięknie pachną, relaksują. Na pewno do nich wrócę.

18. Krem do twarzy z przypołudnika dr hauschka - próbka 1.5ml wystarczyła na jedną aplikację, wydaje mi się,że produkt pełnowartościowy byłby wart uwagi.

19. Luksusowe mydełko arganowe regenerująco-łagodzące the secret soap store rewelacyjny produkt do higieny, pięknie pachnie, dobrze się pieni. Jak je gdzieś znajdę to kupię.

20. Peeling do warzy diamentowa mikrodermabrazja Bielenda - druga saszetka z dwupaku jaki dostałam. Mocny ździerak, ale takie lubię, więc na pewno do niego wrócę.

21. Próbka podkładu Max Factor colour adept o kolorze naturalnym, który był dla mnie za jasny, ale wszystko można naprawić dobrze dobranym pudrem:) Fajna konsystencja, być może skuszę się na zakup tego podkładu w moim kolorze.

22+23 to próbki kojącego kremu nawilżającego firmy Ziaja dla skóry z AZS, którymi ratowałam się po uczuleniu, które wywołał u mnie krem z Garniera. Doskonale natłuściły, nawilżyły i odżywiły moją podrażnioną skórę. Pomogły mi w 100%, polecam każdemu.

Używaliście coś z tych kosmetyków?