30 grudnia 2014

Mleczko do mycia twarzy i szyi z jedwabiem BingoSpa

Okropny dzień.. Wczoraj wieczorem zaginęła moja kochana suczka Tosia. Dzisiaj nic innego nie robię tylko chodzę i jej szukam.. bezskutecznie.. nadal jej nie ma :((( Mężasty zwykł mówić,że Tośka to mój cień, bo nigdy nie odstępowała mnie na krok, a teraz.. serce mi się kraja i milion myśli krąży po głowie na samo wspomnienie, co się mogło z nią stać.. Jestem totalnie zdołowana :/

Opuszczam jednak ten przeklęty krąg okropnych myśli, by napisać dla Was post o mleczku do mycia twarzy i szyi, który otrzymałam do przetestowania od BingoSpa.

Opakowanie:

Plastikowa butelka z pompką, o pojemności 300ml.


Opis producenta:

"Jedwab BingoSpa do mycia twarzy i szyi pomaga  zachować wilgoć na powierzchni skóry wywołując efekt przyjemnego i długotrwałego uczucia świeżości oraz gładkość - skóra staje się przyjemna w dotyku i jedwabiście gładka.
Aminokwasy wchodzące w skład jedwabiu BingoSpa wnikają do wnętrza wierzchniej warstwy skóry, zwiększając i utrwalając efekt głębokiego nawilżenia ( głęboki efekt kondycjonujący).
Polipeptydy  będące składnikiem jedwabiu posiadają silne właściwości błonotwórcze, tworzą cienki film ochronny na powierzchni skóry hamując utratę wody transepidermalnej i chroniąc skórę twarzy przed szkodliwym wpływem środowiska."

Sposób użycia:

"Na zwilżonej skórze twarzy (szyi) rozprowadzić mleczko BingoSpa, myć delikatnie kolistymi ruchami. Po zakończeniu skórę dokładnie spłukać wodą, osuszyć ręcznikiem."

Skład:



Moja opinia:

Biorąc udział w akcji testowania kosmetyków marki BingoSpa mogłam sobie wybrać to co chcę do pewnej kwoty. Produkt ten skusił mnie swoją formułą, bo choć żele do mycia twarzy goszczą u mnie na co dzień to z mleczkiem się jeszcze nie spotkałam. Nie ukrywam,że zachęciło mnie również duże i jak się później okazało poręczne opakowanie z pompką, dzięki której aplikacja jest bezproblemowa.

Mleczko ma płynną, kremową konsystencję. Nie spływa z rąk. Zauroczył mnie również jego cukierkowy jasnoróżowy kolor. Zapach jest delikatny, przypomina mi jakieś mydło.


Do dokładnego umycia twarzy i szyi wystarczą zaledwie dwie pompki tego produktu. Nakłada się go na zwilżoną wcześniej skórę. Pod wpływem wykonywania kolistych ruchów (jak zaleca producent) wytwarza się delikatna piana.

Mleczko to doskonale radzi sobie z usunięciem resztek makijażu, jak również z dokładnym oczyszczaniem skóry z zanieczyszczeń. Nie powoduje podrażnień, ale jest jedna rzecz, która mi w nim przeszkadza. Otóż chwilę po osuszeniu twarzy, skóra na niej dość mocno się ściąga. Jest to takie samo uczucie jak przy stosowaniu maseczek peel of. Nie podoba mi się to. Niestety nie zauważyłam też żadnego nawilżenia. Po umyciu twarzy koniecznie trzeba nałożyć na nią krem. Wiem,że każda z nas jest inna i być może u Was to mleczko spisałoby się lepiej, natomiast u mnie jest tak jak napisałam o tym powyżej.

Mleczko jest wydajne i bardzo tanie. Za tak duże opakowanie w cenie regularnej płacimy jedynie 14.90 zł, w tej chwili jest jednak promocja i można je nabyć TUTAJ już za 11.90zł

FAKT, ŻE OTRZYMAŁAM TEN PRODUKT DO TESTÓW W ŻADNEJ KWESTII NIE WPŁYNĄŁ NA MOJĄ OPINIĘ.

28 grudnia 2014

Prezenty dla czterolatki.

Tak jak obiecałam pokażę Wam dzisiaj jakie prezenty na gwiazdkę dostała moja córeczka. Nie będę Wam mówiła co się kupuję czteroletniemu dziecku, bo jest to kwestia względna. Każde dziecko jest inne i pula jego zainteresowań jest odmienna. Jeżeli jednak Wasza córka jest zakochana w konikach to dobrze trafiliście. Znajdziecie tu też kilka uniwersalnych prezentów, z których ucieszy się każda pociecha.


Na gwiazdora Oliwka czekała Zarówno z lekką obawą jak i zaciekawieniem. Wiedziała,że grzeczne dzieci dostają prezenty, a dla tych niegrzecznych brodacz przynosi rózgę. Chodziła za mną i pytała się co dostanie skoro była "troszkę grzeczna i troszkę niegrzeczna". Odpowiedziałam jej tylko,że nie wiem i jak przyjdzie gwiazdor musi powiedzieć prawdę, bo on i tak wszystko zawsze wie. Tak też było. Po wieczerzy wigilijnej wysłuchiwaliśmy dzwoneczków i w końcu przyszedł długo wyczekiwany gość. Kiedy mała zobaczyła worek z prezentami trochę się rozluźniła i nawet udało się ją namówić,żeby usiadła przybyszowi na kolana. Poproszona zaśpiewała piosenkę, zmówiła paciorek i odpowiedziała na kilka pytań dotyczących jej zachowania i przedszkola. Mówiła prawdę i dzięki temu Gwiazdor zdecydował,że jednak zasłużyła na prezent. A były one przeróżne.



Oliwka dostała dwa koniki my little pony, w których na ten moment jest ogromnie zakochana. Pisząc list do gwiazdora oczywiście umieściła je na liście, a moja rodzina miała wgląd do tego listu.

Chrzestny przyniósł jej Lunę (konik po lewej), która miała białe skrzydła, ogon i grzywę. Do zestawu byłe dołączone dwa pisaki fioletowy i różowy, oraz dwa zestawy naklejek. Córcia od razu wzięła się za ozdabianie i na zdjęciu Luna jest już pokolorowana.

Ode mnie i męża Oliwka dostała Księżniczkę Celestię - biały, skrzydlaty jednorożec, który po naduszeniu na żółty guzik widoczny na zdjęciu mówi, np "Bardzo lubię gdy mnie czeszesz", albo "Jesteś moją najlepszą przyjaciółką". Przy uruchamianiu przycisku rusza skrzydłami, które zaczynają się świecić. Zarówno koronę jak i naszyjnik ma zdejmowaną. W zestawie był dołączony grzebień i spinki.

 

Od mojej starszej siostry córcia otrzymała zestaw małych kucyków my little pony, wraz z przyborami kuchennymi. piekarnik jest otwierany i można "piec" w nim babeczki, ciastka, a nawet tort, które dołączone są do zestawu. Później koniki mogą wspólnie usiąść przy stole i "wcinać" te smakołyki.


Kolejnym prezentem, który dostała od nast jest lalka equestria girl. Jest to odpowiednik konika z my little pony w ludzkiej postaci. My jej kupiliśmy akurat Fluttershy. Lalka ma zdejmowane słuchawki na uszy, piękne, kolorowe włosy i małe skrzydełka. Potrafi też robić szpagat i rozpościerać ręce, nie wyłamowując ich przy tym z korpusu. Nie jest mechaniczna- nic nie mówi, nie rusza się , nie śpiewa. Ot zwykłą lalka, którą sobie wymarzyła moja pociecha.


Młodsza siostra podarowała jej torebkę pieska. Nie ma ona zbyt dużo miejsca w brzuszku, ale może okazać się fajna podczas wyjazdów. W dzień do noszenia w niej drobiazgów, w nocy do spania - jest bardzo miękka i milutka.



Wśród prezentów znalazły się również ubrania. Oliwka szybko rośnie i raz na pół roku muszę wymieniać jej garderobę, bo rękawki i nogawki robią się za krótkie, a spódniczki przyciasne, dlatego cieszą mnie takie upominki. Chrzestna podarowała jej bluzkę i ciepłe rękawiczki, a młodsza siostra spódniczkę.


Ode mnie dostała wygodny, szary żakiet. Uroczo w nim wygląda.


Teraz pokażę Wam prezenty, z których każde dziecko się ucieszy. Ubrania też są oczywiście uniwersalne, ale dzieci raczej nie przykładają dużej wagi do takich upominków.

Oliwka bardzo ucieszyła się z kredek, które znalazła w kilku paczkach (od nas, od chrzestnego, od babci i prababci) i dwustronnych pisaków. Sporo ich dostała, ale wierzcie mi są to takie upominki, które na pewno się nie zmarnują, gdyż dziecko w  tym wieku jest na etapie ćwiczenia sobie rączki. Często rysuje, koloruje obrazki i wykonuje wiele różnych prac plastycznych.


Jak kredki to i kolorowanki. Oliwka uwielbia zwłaszcza te, w których są do zrobienia różne zadania polegające np na znalezieniu różnic, znalezieniu drogi przez labirynt, dorysowaniu czegoś, dopasowaniu obrazków itd.


Babcia podarowała jej również książkę, którą aktualnie czytamy. Córka bardzo lubi słuchać różnych historii i ja jako miłośniczka książek staram się zaszczepiać w niej swoją pasję. Ode mnie dostała również zestaw kreatywny, wraz z nożyczkami. Znajdują się w nim do wycięcia różne elementy, z których później wykleja się jakieś zwierze, np krokodyla. Dziecko zdobywa wprawę w korzystaniu z nożyczek i kleju.


Mojej długowłosej kruszynie kupiłam na próbę także spray ułatwiający rozczesywanie włosów. Jestem ciekawa jak się sprawdzi, bo obecnie rozczesywanie włosów to nasza zmora.



Razem z babcią zaopatrzyliśmy też Oliwkę w przybory do włosów - nową opaskę, gumki, spinki, grzebień. Tego nigdy za wiele.


Z przedszkola Oliwka dostała notatnik, duży zeszyt w sztywnej okładce, kolorowankę, oraz zestaw ołówków, klej, długopisy, a nawet smycz z Lecha, który przesłał je jako sponsor. Były też jakieś małe kredki i pisaki, które już zresztą skończyły swą żywotność, słodycze, oraz śliczna ciuchcia.




Od męża z pracy córka dostała maskotkę i bajkę na dvd, oraz karton słodyczy.



Na koniec pokażę Wam również opaskę - koronę, kupioną w Textil market za niecałe 4zł. Miałam już dość wiązaniu małej na głowie diademów od koników, więc dostała swój.


Oprócz tego córka dostała jeszcze parę złotych, oraz masę słodyczy i owoców.

Tak wyglądały w tym roku prezenty Oliwki. Planując zakupy dla czterolatka warto zaopatrzyć się również w gry planszowe. Moja córka dostała jedną na mikołajki, dlatego na święta już żadnej nie kupowaliśmy, ale bardzo lubi grać w tą co ma.

26 grudnia 2014

Moje gwiazdkowe prezenty.

Jeszcze parę godzin i po świętach. Lodówka pełna smakołyków i przez kolejne dwa dni nie będę musiała gotować obiadów - hurra:) Święta powinny być rodzinne i takie też były. Brakowało mi jedynie męża, któremu przypadła w tym roku świąteczna zmiana, więc od 7 do 19,do niedzieli włącznie jest w pracy. Widzimy się tylko wieczorami, ehh..wkrótce nadrobimy;) Wczoraj tylko śniadanie zjadłyśmy z córką w domu, a tak to szłyśmy do mamy, do babci, do teścia, szwagierki - cały dzień w gościach, ale święta to idealna okazja, żeby wszystkich odwiedzić, nadrobić zaległości, na które na co dzień nie zawsze ma się czas.



Choć kolację wigilijną jedliśmy późno, bo ok 19.30, to po niej odwiedził nas gwiazdor ;) Oczywiście zdecydowaną większość prezentów miał dla córki, ale i mnie co nieco podarował. A oto i moje prezenty.

Gwiazdor widział, że kocham leginsy i dlatego dostałam dwie pary, które z racji tego,że są ocieplane idealnie sprawdzą się zimą. W planach mam zakup co najmniej jeszcze jednych, moze tym razem w beżowym kolorze.




W następnej kolejności otworzyłam prezent, w którym znalazłam świetną ołówkową spódniczkę, oraz białą bluzkę - zestaw idealny na różne uroczystości, oraz do pracy.


Ażurowy sweterek marzył mi się od dawna, więc bardzo ucieszył mnie jego widok. Zdjęcie nie oddaje jego uroku. Jest on zrobiony cienką przędzą, przeplatany srebrną nitką - wygląda bardzo ładnie na osobie.



Piżamka przyda się na mrozy, które nadchodzą:)



Ciepła pościel - teściowa wiedziała,że jako zmarzluch to w innych poszewkach nie lubię spać.


W paczkach prezentowych nie mogło zabraknąć oczywiście słodkości:) Poniżej jedne z nich, z dołączonymi własnoręcznie robionymi aniołkami.



Dostałam również parę złotych, za które planuje kupić sobie jakieś radio z odtwarzaczem do kuchni, bo moja wieża się w niej nie mieści.

Zastanawiacie się zapewne, dlaczego wśród prezentów nie znalazły się żadne kosmetyki? Moi najbliżsi wiedzą,że jak na razie mam się czym smarować, ale.... w grudniu poczyniłam różne zakupy, wygrałam jeden konkurs i dostałam pewną paczkę testową, więc na deficyt w tym temacie narzekać nie mogę:)



O paczuszkach i zakupach przeczytacie w innym poście. W tym chciałam się skupić tylko na świętach.

A co tam Wam przyniósł gwiazdor?

Czy chcielibyście zobaczyć jakie prezenty dostała moja czterolatka?

23 grudnia 2014

Wszystkiego najlepszego ! :)

Kochani we Wigilię jak co roku nie ma czasu na nic - człowiek od rana do wieczora siedzi w garach, dlatego już dziś chciałabym życzyć Wam wspaniałych Świąt.



Dużo zdrowia przede wszystkim, bo bez niego nie ma nic.
Pomyślności, bo każdemu przyda się szczęście.
Uśmiechu na twarzy przez cały rok, bo radości nigdy za wiele,
oraz spełnienia najskrytszych marzeń, bo warto jest dążyć do celu.

Wszystkim blogerkom życzę do tego mocy blogowych inspiracji:)

Wasza zakręcona, czasem chaotyczna, ale kochająca Marta :***

22 grudnia 2014

Odświeżająco pielęgnujący żel pod prysznic róża i jedwab Soraya

Już 5 lat jestem "na swoim" i tyle właśnie czasu sama muszę sobie ze wszystkim radzić. Przedświąteczna gorączka jak co roku daje mi w kość i czasami brakuje mi klona, który we wszystkim by mi pomógł. Moja czterolatka więcej grandzi niż pomaga, ale garnie się do pracy,co jest pocieszające, z tym, że wszytko dzięki temu robię dwa razy dłużej. Brakuje mi czasu dla siebie, nie mówiąc już o blogu, dlatego w tym miesiącu wpisów jest mało, ale jeszcze 2 dni i wszystko wróci do normy:)

Debiutantem na moim blogu będzie dzisiaj żel pod prysznic marki Soraya, który kupiłam za "psie" pieniądze w jakiejś aptecznej promocji. Dałam za niego niecałe 3 lub 4 złote.Czy ponownie zdecydowałabym się na zakup?


Opakowanie:

Mała, poręczna tuba o pojemności 100ml z piękną grafiką, która bez wątpienia zwróciła moją uwagę.



Opis producenta:




Skład:




Moja opinia:
Odświeżająco pielęgnujący żel pod prysznic Soraya oprócz pięknej grafiki i poręcznego opakowania ma również otwór dostosowany gabarytami do całości. Jest on niewielki, ale dzięki temu nie przesadzimy z ilością żelu podczas aplikacji.



Produkt ten jest kolory białego i ma bardzo przyjemną kremową konsystencję. Zapach otula zmysły - jest subtelny, choć zarazem wyraźny - uwielbiam go. Podczas kąpieli doskonale się pieni. Wystarczy jego niewielka ilość, by uzyskać pianę. Świetnie sobie radzi z oczyszczaniem skóry, nie powodując przy tym jej przesuszania. Od żelu pod prysznic nie oczekuje nawilżania, bo i tak po wyjściu z kąpieli nakładam balsam. Zauważyłam jednak,że skóra stała się jakby ukojona. Nie czułam ściągnięcia, nie zauważyłam też suchych wiórków na niej, więc żel sprawdził się u mnie bardzo dobrze. Mała tubka, choć poręczna, okazała się u mnie mało wydajna. Starczył on bowiem na okrągły tydzień stosowania. Jednak podsumowując całość skusiłabym się jeszcze na niego.


Jestem ciekawa Waszej opinii, także jeśli byłyście posiadaczkami tego produktu koniecznie się pochwalcie jak się u Was sprawdził:)

19 grudnia 2014

Krem witalizujący 5 warzyw Apis Natural Cosmetics - ideał! :)

Krem witalizujący 5 warzyw marki Apis Natural Cosmetics otrzymałam podczas spotkania blogerek w ich firmowym gabinecie. Spotkanie odbyło się w połowie września, a ja zaczęłam używać ten krem jakoś miesiąc później. Szybko stał się moim ulubieńcem.
Opakowanie:

Krem zamknięty jest w zgrabnym, plastikowym słoiczku o pojemności 50ml. Całość chroni dodatkowo kartonik, na którym znajdziemy wszystkie najważniejsze informacje o produkcie, ale to nie koniec...




...po odkręceniu wieczka widzimy dodatkową ochronę w postaci złotka. Jak ja lubię takie zabezpieczenia - mam wtedy 100% pewności,że nikt wcześniej nie grzebał w nim paluchem.




Opis producenta:





Skład:



Moja opinia:
O opakowaniu napisałam już wszystko i nie ukrywam,że wszystkie zabezpieczenia, jak również jego estetyka bardzo mi się podobają. Producent zadbał o każdy szczegół, co bardzo się chwali.

Krem jest koloru białego i ma lekką konsystencję. Zatopione są w mim maleńkie, zielone kuleczki, których w ogóle nie czuć podczas aplikacji, gdyż pod wpływem dotyku, jak również ciepła ciała momentalnie się rozpuszczają. Podoba mi się ten "gadżet" - firma pokazuje,że krem nie musi być "nudny".


Zapach jest rewelacyjny - bardzo świeży, przypomina może trochę woń ogórka. Uwielbiam takie świeże zapachy i muszę przyznać,że z przyjemnością go stosowałam.

Aplikacja jest bezproblemowa. Producent załączył do opakowania małą szpatułkę, którą można było nabierać sobie k
rem. Jest to bardzo higieniczne rozwiązanie.



Krem gładko sunie po twarzy i szybko się wchłania. Na początku stosowałam go tylko rano na twarz i szyję, gdyż na noc miałam wtedy inny krem. jakoś od połowy słoiczka zaczęłam go stosować również wieczorem. Jakie efekty uzyskałam po 2.5 miesiąca stosowania, czyli po wykończeniu jednego słoiczka ? Moja skóra stała się ładnie napięta i bardziej elastyczna, świetnie nawilżona, odżywiona, oraz zrelaksowana. Sprawdziłam tę informację w Firmowym Gabinecie Apis Natural Cosmetics w Bydgoszczy. Wybrałam się tam by wykorzystać voucher na jeden z zabiegów. Przed jego rozpoczęciem poprosiłam Panią Anię - magistra kosmetologii - o konsultację. Chciałam, aby powiedziała mi w jakim stanie jest moja cera - oprócz paru zaskórników nie miała się do czego doczepić. Otrzymałam nawet pochwałę :)

Stosując ten krem zauważyłam,że wyrównał mi się koloryt skóry, nie musiałam męczyć się  z czerwonymi policzkami - przestałam wyglądać jak bulinka. Produkt ten jest łagodny dla skóry, nie powoduje podrażnień, nie uczula, oraz nie zapycha. Jak dla mnie ideał. Na pewno jeszcze znajdzie miejsce w mojej łazience, tak jak inne produkty tej marki, którą zresztą uwielbiam. Kosztuje ok 33zł, nie jest to duży wydatek, jak na ponad 2 miesiące stosowania. POLECAM :)

Czy mieliście przyjemność stosować ten krem? A może inne produkty tej marki zyskały Waszą sympatię?

16 grudnia 2014

Colleen Hoover "Hopeless"

Wiem, wiem recenzja tej książki miała pojawić się w  weekend, aleeeeee moja córka jest chora- gorączka i zapalenie oskrzeli bardzo doskwiera zarówno jej jak i mnie, męża dodatkowo dopadła rwa kulszowa - samo życie.. Przydałaby mi się jeszcze jedna głowa i dwie pary rąk i wtedy na pewno wszystko bym ogarnęła. Wracając jednak do książki.. napaliłam się na nią jak mrówka na liść i z przyjemnością zrealizowałam to pragnienie kupując książkę. Bez problemu dostałam ją w Empiku. Zapłaciłam za nią 34.90zł, czy było warto?



" Czasem odkrycie prawdy może odebrać nadzieję szybciej niż wiara w kłamstwa.
To właśnie uświadamia sobie siedemnastoletnia Sky, kiedy spotyka Deana Holdera. Chłopak dorównuje jej złą reputacją i wzbudza w niej emocje, jakich wcześniej nie znała. W jego obecności Sky odczuwa strach i fascynację, ożywają wspomnienia, o których wolałaby zapomnieć. Dziewczyna próbuje trzymać się na dystans – wie, że Holder oznacza jedno: kłopoty. On natomiast chce dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Gdy Sky poznaje Deana bliżej, odkrywa, że nie jest on tym, za kogo go uważała, i że zna ją lepiej, niż ona sama siebie. Od tego momentu życie Sky bezpowrotnie się zmienia."


"Hopeless" przeczytałam w niecały tydzień. Czytałam ją po nocach, kiedy miałam czas tylko dla siebie i choć robiłam to kosztem snu - nie mogłam przestać.

Pierwsze na co zwróciłam uwagę to okładka, od której nie mogłam wręcz oderwać wzroku. Piękna, szczęśliwa kobieta w silnych ramionach wytatuowanego mężczyzny. Urocza scenka, z której biją uczucia.

Po okładce zaczęłam zastanawiać się nad tytułem, a konkretnie dlaczego w przetłumaczonej na język polski książce, postanowiono pozostać przy orginalnej wersji? Okazuje się,że jest to celowy zabieg, a  w miarę czytania dowiadujemy się co on oznacza, a znaczy wiele.

Z zaciekawieniem zabrałam się za lekturę poznając losy Sky - nastolatki, która od zawsze uczyła się w domu. Jej przybrana matka (Sky była adoptowana) nie pałała zamiłowaniem do techniki, dlatego też w ich domu nie było telewizora i telefonów komórkowych. W końcu dziewczyna namawia mamę, i zaczyna uczęszczać do szkoły jak każda inna nastolatka. W międzyczasie poznaje Holdera. Zaczynają wpadać na siebie przypadkiem i po początkowej niechęci Sky do niego, mimowolnie rodzi się uczucie.

Ich pierwszy pocałunek miał być idealny. Rany, jak on się z nią droczył, jak ją podbierał, jaki był niedostępny i jak rozpalał ją do czerwoności. Uwielbiam te fragmenty i już się nie mogłam doczekać kiedy w końcu się pocałują. Holder nie skorzystał z pierwszej lepszej okazji, poczekał, aż Sky poczuje do niego to, co on czuł do niej.

W ciągu dwóch miesięcy znajomości Sky z Holderem jej z pozoru poukładane życie wywraca się do góry nogami. Odkrywa prawdę o swojej przeszłości, wracają wymazane wcześniej wspomnienia z dzieciństwa. Okazuje się,że przez wiele lat Sky żyła w kłamstwie, którym karmili ją najbliżsi. A Holder? Choć dwa pierwsze ich spotkania były przypadkowe, to każde kolejne wydawałoby się zamierzone. Jaką to prawdę poznaje Sky? Czy dziewczyna ostatecznie zdecyduje się pozostać z Holderem? Nie zdradzę, ale gorąco zachęcam do lektury.

Autorka powieści miała świetny pomysł na przebój. Wspaniale wykreowała postaci i potrafiła utrzymać uczucie wielkiej niewiadomej do samego końca. Przyznam się,że zdarzały mi się momenty, w których domyślałam się dalszych losów, ale ja to jestem starą książkową wyjadaczką, więc tym się usprawiedliwiam. Co do miłości... takiego uczucia jakie pokazali mi głównie bohaterowie chciałby chyba każdy z nas. Emocje, którymi  przez kilka dni karmiła mnie autorka zostaną ze mną na długo. Szczerze polecam.

13 grudnia 2014

Nawilżający peeling do rąk z ekstraktem z wanilii 8 w 1 Eveline Cosmetics

Nie lubię wanilii, nawet nie wiem kiedy zaczął mnie ten zapach denerwować. Zdaje się,że  miałam kiedyś mgiełkę, która okazała się bardzo dusząca i chyba właśnie wtedy zniechęciłam się do wszystkich waniliowych kosmetyków. Peeling z Eveline dostałam w prezencie, odczekał swoje na półce, bo jakoś nie miałam ochoty po niego sięgać, ale w końcu przyszła i na niego kolej. Czy stosowanie go okazało się przyjemnością, czy raczej katorgą tego dowiecie się za chwilę.


Opakowanie:

Plastikowa tubka o pojemności 75 ml, z zamknięciem typu klik.





Opis producenta / sposób użycia:


"Nawilżający peeling do rąk 8 w 1jest szczególnie polecany dla osób o przesuszonych, szorstkich i zniszczonych dłoniach. Innowacyjna formuła bogata w zaawansowane składniki aktywne doskonale wygładza skórę, niweluje uczucie suchości i szorstkości. Przełomowa technologia YOUNG HAND & HYALURON™ długotrwale nawilża, odżywia i regeneruje. Nadaje skórze aksamitną gładkość i miękkość w dotyku.

KOMPLEKSOWE DZIAŁANIE 8 w 1:
1. Skutecznie i delikatnie złuszcza martwe komórki naskórka.
2. Niweluje suchość i szorstkość skóry.
3.Wygładza nierówności.
4. Głęboko nawilża i odżywia.
5. Intensywnie regeneruje i odmładza.
6. Przywraca sprężystość i elastyczność.
7. Rozjaśnia przebarwienia i poprawia koloryt.
8. Koi i łagodzi podrażnienia. "



Skład:



Moja opinia:
Niechętnie sięgnęłam po tej produkt, ale wiecznie na półce stać nie może. Opakowanie jest małe, poręczne. Można stawiać je na wieczku, dzięki czemu peeling zawsze jest gotowy do natychmiastowej aplikacji. Zamknięcie typu klik jak zawsze niezawodne.

Na początku byłam ciekawa jego zapachu i przyznam,że mile mnie on zaskoczył. Wanilia jest tutaj bardzo stonowana, subtelna. Zapach nie jest duszący i nie drażni mojego "uczulonego" na niego nosa.

Konsystencja jest zwarta, ale zarazem lekka, kremowa. Kolor porównałabym do barwy orzecha włoskiego - takie zresztą było moje pierwsze skojarzenie.


W produkcie zawarte są maleńkie, choć dość ostre drobiny, które doskonale usuwają martwy naskórek. Podczas peelingu serwujemy naszym spracowanym dłoniom przyjemny masaż, pobudzając tym samym krążenie . Po kilku minutach takiego masażu zmywamy produkt i osuszamy ręce. Skóra jest wyraźnie wygładzona i miękka w dotyku. Nie ma żadnych suchych skórek. Co o nawilżenia - kwestia sporna. Wszystko zależy bowiem od tego w jakiej kondycji są nasze dłonie. Jeśli mamy je w dobrej formie to nawilżenie jest odczuwalne, jeśli jednak mamy mocno przesuszoną skórę to konieczna będzie jeszcze dodatkowa aplikacja kremu.

Do peelingu z Eveline podchodziłam sceptycznie, ale bardzo pozytywnie mnie on zaskoczył. Uważam go z niezbędnik w pielęgnacji dłoni i szczerze Wam go polecam.

10 grudnia 2014

Nowości październik - listopad

Mamy połowę grudnia, a ja przychodzę do Was z zaległym postem z nowościami z ostatnich dwóch miesięcy. Większość z nich jest z października, bo jeśli mnie uważnie czytacie to wiecie,że w listopadzie postanowiłam nie robić żadnych kosmetycznych zakupów. Co więcej słowa dotrzymałam, ale mimo to jakieś kosmetyki się u mnie pojawiły. Zapraszam do lektury:)

W październiku trochę poszalałam, a co, w końcu nic tak nie łagodzi obyczajów jak zakupy:)

Pewnego pięknego październikowego dnia weszłam do małej drogerii po zmywacz do paznokci, ale kiedy zobaczyłam w niej moje ulubione lakiery Golden Rose w kolorach, których jeszcze nie miałam od razu kupiłam 4 i jeszcze 2 innej marki, ażeby zachować różnorodność. Z tego podekscytowania zapomniałam o zmywaczu i w tamtej chwili musiałam go w dalszym ciągu zostawić na liście zakupów;) Też tak macie?



W Naturze zakupiłam sobie lakier oraz róż essence, szczotkę do włosów (bo poprzednia zniknęła w tajemniczych okolicznościach), lakier Sally Hansen oraz żel pod prysznic Kamil, który był wtedy w promocji.


Skorzystałam także z blogowych wyprzedaży i tym sposobem trafiły do mnie:
- maseczka do twarzy Orientana,
-pomadka ochronna Balea,
- korektor pod oczy Lumi Magique L'oreal,
- dwustronna kredka do oczu Oriflame


oraz:
- lekki krem rokitnikowy Sylveco,
- jaśminowy olejek do ciała Orientana
- przeciwzmarszczkowa maseczka w gratisie



W ostatni dzień października dotarła do mnie paczka testowa od Drogerii Uholki. Znalazłam w niej:

- Nawilżająco - ujędrniający balsam do ciała kolagen morski Joanna Sensual,
- Kremowa pomadka do ust w kredce Bell Creamy & Shine Lipstick Butter, nr 07,
- Max Factor 2000 Calorie curved brush volume & curl,
- Aktywny krem na niedoskonałości BB Ziaja.




W CCC miałam kupić bambosze, a kupiłam mokasynki, które były w tym samym dziale.





Doszły do mnie również bulionetki, które jakiś czas temu można było zamówić za friko na stronie marki Knorr.



W listopadzie twardo trzymałam się s
wojego postanowienia, aby nie kupować żadnych kosmetyków. Na pocieszenie doszła do mnie paczka testowa od BingoSpa. Do testów wybrałam :

- Czekoladowy szampon z odżywką ,

- Mleczko do mycia twarzy i szyi z jedwabiem,
- Jedwabne mleczko do ciała z lnem, wit. E i kolagenem.




Nie mogąc kupować kosmetyków zainwestowałam w literaturę,i w ten sposób trafiła do mnie książka "Hopeless" Colleen'a Hoover'a. W ten weekend planuje napisać jej recenzję.


Skusiłam się także na kilka gazet z dodatkami.
- Avanti z książką Megan Hart "Barwy pożądania",



 Z serii Jesienne czytanie, która była dostępna w kioskach wybrałam sobie książkę " Przebudzenie" Nikki Gemmell. Gazetę Sekrety serca kupiłam specjanie dla książki "Wyspa motyli". Również w Glamour była niespodzianka w postaci cienia marki Inglot.




To by było na tyle jeśli chodzi o październik i listopad. Teraz nadrabiam miesiąc kosmetycznego postu, więc będzie co pokazywać:)

EDIT: Zapomniałam o upominkach ze spotkania blogerek, w którym miałam przyjemność uczestniczyć. Nie będę kopiować tu zdjęć, bo jest ich naprawdę dużo, ale wszystkie możecie zobaczyć w tym poście :)