29 listopada 2015

Hardcorowy demakijaż - płyn micelarny BingoSpa

Jedną z ważniejszych czynności, które wykonuję pod koniec dnia jest demakijaż. Oczekuję,że produkt, którego w tym celu użyję będzie skuteczny i przy tym delikatny zarówno dla oczu jak i cery. Czy mam wysokie wymagania? Myślę,że nie. Mało tego, uważam,że każda świadoma konsumentka chcę tego samego. Od miesiąca zapoznaję się z nowością marki Bingo Spa, więc nadszedł czas abyście i Wy przeczytali moją opinię o nim. Zapraszam.

Opakowanie:

Płyn micelarny Bingo Spa umieszczony jest w przezroczystej, minimalistycznej butelce o pojemności 150ml.


Opis producenta:
"Płyn micelarny zawiera w swoim składzie micele - bardzo małe kuleczki zbudowane z wielu połączonych ze sobą cząsteczek zawieszonych w roztworze wodnym. Zewnętrzne cząsteczki tworzące micele mają własności hydrofilowe - przyciągają wodę, natomiast cząsteczki tworzące wnętrze miceli są hydrofobowe - odpychają wodę, ale dobrze łączą się z tłuszczami. Dzięki obu tym właściwościom płyn micelarny dobrze sobie radzi z wszelkiego rodzaju zanieczyszczeniami skóry, zbierając do wnętrza miceli zanieczyszczenia tłuste np. łój, sebum oraz tusz wodoodporny) i rozpuszczając w roztworze wodnym pozostałe zanieczyszczenia. Płyn nie podrażnia skóry ani nie pozostawia tłustego filmu. Nie wymaga stosowania dodatkowych preparatów wyrównujących pH. Bazą płynu micelarnego Bingospa jest woda demineralizowana.

SKŁADNIKI AKTYWNE:

Aloes -  intensywnie nawilża, łagodzi podrażnienia,
Len - reguluje poziom wilgoci w naskórku, odżywia, chroni przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych i zapobiega przedwczesnemu starzeniu się skóry,
Rumianek -  łagodzi podrażnienia, zmniejsza obrzęki, odświeża skór,
Alantoina - działa regenerująco, łagodzi, nawilża, wygładza i zmiękcza skórę,

Sposób użycia: płyn micelarny Bingospa rozprowadzić wacikiem na twarzy, szyi i dekolcie. Oczy zmywamy ruchem okrężnym od zewnętrznego do wewnętrznego kącika. Powtarzamy czynność, aż wacik będzie czysty.

Skład:



Moja opinia:
Płyn micelarny Bingo Spa zaopatrzony jest w pompkę, która ma z założenia ułatwiać aplikowanie produktu na wacik. Nie ułatwia. Płyn wypływa pod dużym ciśnieniem i nawet, gdy aplikujemy go z małej odległości, to za każdym razem rozpryskuje się na waciku, ochlapując przy okazji najbliższą przestrzeń.


Płyn tej marki dobrze zbiera makijaż oczu, nie powoduje przy tym podrażnień czy szczypania. Chyba,że bardzo się staramy, aby wprowadzić wacik do oczu - wówczas może delikatnie zaszczypać. Z makijażem twarzy radzi sobie gorzej. Nie zbiera dobrze podkładu, różu, pudru. Zużyłam duże iloci wacików, aby czuć jakikolwiek komfort oczyszczania. Mimo to resztki makijażu usuwałam żelem do mycia twarzy. Niestety u mnie wywołał podrażnienie, charakteryzujące się zaczerwienieniem, a w niektórych miejscach również brunatnymi palmami na twarzy.

Przez cały rok używam filtrów do twarzy, latem mocniejszych niż do reszty ciała. Ukrywam twarz pod kapeluszami lub po prostu w cieniu, ale nie sposób jest uniknąć słońca na spacerach, dlatego zawsze ciało mam bardziej opalone niż twarz. Poniżej pokazuję Wam zdjęcie, które nie jest może idealne, gdyż robione jest po wieczornym demakijażu, więc i światło daje dużo do życzenia, ale mimo to widać zaognioną twarz. Dla porównania przyłożyłam do niej rękę (bardziej opaloną latem od twarzy ). Any questions?


Niestety płyn ze sklepu Bingo Spa nie sprawdził się u mnie. Dużym plusem jest to,że nie podrażnia oczu, co jest dla mnie bardzo ważne, ale demakijaż twarzy daje dużo do życzenia.

Płyn micelarny Bingo Spa możecie zakupić tutaj za cenę 16zł.

27 listopada 2015

Co to jest black friday ?

Black friday jest świeżą tradycją, która przyszłą do nas zza oceanu. Jest to dzień szalonych obniżek cenowych, który przypada w ostatni piątek listopada, czyli dzisiaj moje Panie.
W Stanach Zjednoczonych dzień ten jest znany i doceniany przez miliony konsumentów, którzy potrafią przez całą noc czekać pod sklepami z interesującym ich asortymentem, aby móc zakupić sobie upragnione produkty z rabatem osiągającym aż 70%. Wcale się im nie dziwię - tego dnia mogą bowiem nabyć takie rzeczy, na które dotychczas ze względu na cenę nie było ich stać, lub przygotować wspaniałe prezenty na święta płacąc 1/3 ceny. Któż by nie skorzystał?




W praktyce wygląda to tak,że kto pierwszy ten lepszy, a po otwarciu sklepów rozpoczyna się prawdziwa batalia wyjęta iście z filmów grozy. Przepychanki, czasem bójki - pierwsze co przychodzi mi na myśl, to to,że jest to jakiś survival , a jest to walka o swoje marzenia. We wiadomościach na pewno będziemy mogli obejrzeć jak to wyglądało w tym roku. Sama jestem ciekawa.


W Polsce ten zwyczaj znany jest mniej więcej o 2011 roku i nie dotyczy on sklepów stacjonarnych, tylko internetowych. Z roku na rok coraz więcej sklepów się do niego przyłącza. Dla nich jest to znakomity sposób na zyskanie nowych klientów, pozbycie się zaległego asortymentu i przygotowaniem miejsca na nowy. Dla nas jest to okazja na tanie i jednocześnie wartościowe zakupy, bez przepychanek, czy stania w kilometrowej kolejce do kasy. W internecie znajdziecie wiele kuponów zniżkowych na tą okazję (np tutaj). Warto poszperać i zastanowić się nad małym zakupowym szaleństwem, gdyż następna taka okazja będzie dopiero za rok.

To jak dziewczyny - mały shoping ? :)

*Zdjęcia pochodzę z interenetu (tu, tu, tu i tu)

25 listopada 2015

Zapraszam na konkurs z marką Revitalash.

Witajcie kochani. Dzisiaj będzie króciutko, chciałabym bowiem zaprosić Was do kończącego się już konkursu z marką Revitalash. Możecie zawalczyć o kultowe produkty tej marki.


W pięknie zapakowanym boxie znajdują się :

- Jedwabista baza pod tusz do rzęs
- Aksamitnie wydłużający tusz do rzęs
- 2 zestawy pysznych herbat
- materiały reklamowe - ulotki

Aby zawalczyć o ten luksusowy box należy opisać w komentarzu Twój sposób na jesienny relaks. Szczegóły znajdziecie TUTAJ. Jeśli nie macie fb, a chcielibyście wziąć udział wystarczy zaobserwować mój blog i zgłosić się pod tym postem do zabawy.

ZAPRASZAM :)

24 listopada 2015

Sztuka Mydła (a nawet dwie) -> Kozimilk i Jogurtowy Solniak.

Przymroziło. Z jednej strony chce się powiedzieć "w końcu", z drugiej natomiast.. cóż, ja jestem jednak ciepłolubna i najlepsza temperatura dla mnie wynosi 25*C na plusie. Na przekór pogodzie uraczę Was dzisiaj pięknymi zdjęciami z czasów, kiedy słońce przebijało jeszcze zza chmur, a kwiaty wydawały ostatnie tchnienie przed przymrozkami.

Przeczytacie dzisiaj kilka słów o naturalnych, ręcznie robionych mydłach naszej rodzimej marki. Sztuka Mydła wkłada serce w wytwarzane przez siebie mydlane kostki, a ja dzięki spotkaniu My blog my passion miałam możliwość wypróbowania ich na własnej skórze.


Jogurtowy Solniak - to prostokątne, solne mydełko o gramaturze 130g




Opis producenta:
"Pełna minerałów sól morska zawarta w mydle łagodnie masuje skórę, delikatnie oczyszczając ją z martwych komórek i toksyn. Duża zawartość oleju kokosowego tworzy kremową, puszystą pianę. Mydło wzbogacone o masło shea o właściwościach regenerujących i wygładzających. Jogurtowy solniak to klasyczne mydło solne z dodatkiem jogurtu naturalnego. Bez olejków eterycznych.
Mydła z solą morską różnią się nieco od klasycznych kostek. Są cięższe i twardsze, wolniej się zużywają. 
  • Sól morska - pomaga pozbyć się toksyn z organizmu, działa odżywczo, bilansuje wilgoć skóry i uzupełnia nawilżenie. Wpływa korzystnie na rozluźnienie mięśni i skóry.
  • Jogurt naturalny - wygładza i zmiękcza skórę, poprawia jej nawilżenie.
  • Masło shea - odżywia i regeneruje skórę suchą, poprawia jej elastyczność i wygładza.
  • Olej kokosowy - nawilżający. Tworzy mydło z dużą ilością kremowej piany i puszystych bąbelków. "
    Skład:

    Moja opinia:
Jogurtowy Solniak zawiera w swoim składzie sól morską. Możemy ją wyczuć poprzez 3 zmysły. Wzrok i dotyk - tylna ściana mydła jest cała chropowata. Widać to gołym okiem, ale można wyczuć to także palpitacyjnie. Węch - zapach jest bardzo delikatny, ale stali kuchenni bywalcy, z łatwością wyczują woń soli.


Mydło jest twarde i na początku ciężko obracać nim w dłoni. Dopóki nie zmydlą, a przy tym zaokrąglą nieco boki, jest to trochę utrudnione. Zmydlona kostka wytwarza miękką i puszystą pianę. Bardzo dobrze oczyszcza skórę z wszelkich zanieczyszczeń. Według producenta ma mieć ono właściwości peelingujące, ale osobiście tego nie odczułam. Skóra po umyciu jest świeża i nie domaga się szybkiego nawilżenia jak w przypadku drogeryjnych mydeł. Nie polecam stosować tej kostki podczas depilacji - szczypie, ale żadna to niespodzianka - w końcu jest to mydło solne. Jednym z plusów jest to,że jest ono bardzo wydajne. Nie zużywa się tak szybko jak inne znane mi mydła.


Kozimilk - jest to kwadratowe mydło mleczne o gramaturze dostępnej w dwóch wersjach 50 lub 100g.


Opis producenta:

"Dobroczynne właściwości mleka koziego dla skóry są znane od wieków. Szczególnie skóra sucha, z tendencją do powstawania pierwszych zmarszczek doceni jego walory. Mydło Kozimilk z dodatkiem mleka koziego i odżywczego masła shea zyskuje delikatną, kremową pianę. Mydło jest bezzapachowe, odpowiednie dla każdego rodzaju skóry.
  • Mleko kozie - natłuszcza i wygładza, wspomaga usuwanie martwych komórek naskórka.
  • Masło shea - odżywia i regeneruje skórę suchą, poprawia jej elastyczność i wygładza.
  • Olej awokado - ma właściwości kojące i zmiękczające, pielęgnuje skórę wrażliwą.
  • Oliwa z oliwek - pomaga utrzymać odpowiednie nawilżenie skóry, jest bogata w naturalne przeciwutleniacze."
Skład:

 
Moja opinia:

Kozimilk jest mlecznym, bezzapachowym mydłem, co świetnie sprawdza się w oczyszczaniu twarzy.  Uwielbiam pachnące kąpielowe umilacze i podczas kąpieli nieco brakuje mi zapachu. Kozimilk jest bardziej miękkie i plastyczne od jogurtowego solniaka. Zużywa się on również szybciej. Za to w użyciu spisuje się idealnie. Tak jak jego poprzednik wytwarza miękką i puszystą pianę, dobrze oczyszcza i odświeża skórę. Nie wywołuje podrażnień podczas depilacji, a wręcz przeciwnie - odniosłam wrażenie,że uspokaja skórę.


Obydwa mydełka wywarły na mnie duże wrażenie. Choć od kilku lat używam przeważnie żeli pod prysznic, to przyznaję,że dzięki Sztuce Mydła przekonałam się do powrotu do kostek, ale tylko takich o naturalnym składzie.

22 listopada 2015

Polecane, odradzane i te całkiem obojętne mi kosmetyki z września i października.

Niedziela to dzień odpoczynku, a ja zabieram się za zaległości. Jedną z nich jest cykl polecanych, odradzanych i tych całkiem obojętnych mi kosmetyków z którymi miałam styczność przez ostatnie 2 miesiące. Dzisiaj poznacie produkty, które sięgnęły dna we wrześniu i październiku.

POLECANE:


 1+2. Żel pod prysznic Oceania lawenda paczuli oraz Poziomka i winogrono - dosyć często kupuję te żele. Moja córka uwielbia pianę, więc sporo ich wlewa do wanny. Dzięki dużym opakowaniom starczają na dłużej, a i cena, zapachy i przyjemność użytkowania nie mają nic do zarzucenia.

3. Żel pod prysznic L'Occitane verbena - miniatura 50ml, którą znalazłam jako dodatek do jakiejś gazety. Cóż mogę powiedzieć - wystarczyła, by się w nim zakochać. Piękny, świeży i intensywny zapach koi zmysły. Dobrze się pieni i umila kąpiel w maksymalnym stopniu. Warto go mieć.

4. Balsam po opalaniu Dax Cosmetics - po wakacjach została mi 1/3 opakowania i postanowiłam zużyć ją do końca, by nie chomikować tej resztki do przyszłego roku. Przyjemny zapach i dobre nawilżenie. Polecam na lato.

5. Płyn micelarny Siquens Derm Professionnel - bardzo dobry i przy tym delikatny dla oczu. Szybko stał się moim ulubieńcem. Więcej o nim przeczytacie TUTAJ.

6. Próbka perfum Roxanne W40 - pięknie pachnie, po tej próbce zapragnęłam całego pełnowymiarowego opakowania.


7. A- Derma żel pod prysznic - to było moje pierwsze spotkanie z marką, które wzbudziło moje zainteresowanie dotyczące innych produktów. Żel choć słabo się pieni, jest delikatny dla skóry i godny polecenia. Więcej TUTAJ.

8. Woda różana - moja pierwsza, ale na pewno nie ostatnia. Doskonale sprawdza się jako tonik. Więcej o niej TUTAJ

9. Czysty olejek arganowy Argan Gold Mincel Pharma - mój absolutny hit i odkrycie tego roku. Za bardzo małe pieniądze otrzymujemy produkt, który potrafi zdziałać cuda na skórze. Więcej o nim pisałam TUTAJ.

10. Szampon do włosów Dziki Kaktus Dabur Indie - świetnie się pieni i oprócz składu nie mam mu niczego do zarzucenia. Więcej TUTAJ.

11. Matujący krem na dzień do cery tłustej i mieszanej Lambre - kolejny ulubieniec sięgnął dna. Dobrze nawilżał, a przede wszystkim znakomicie matował moją mieszaną cerę. Przez 8 godzin nie musiałam się martwić o świecenie twarzy. Więcej TUTAJ .

12. Intensywnie nawilżający balsam do stóp i nóg Nivelazione Farmona - mój hit z zeszłego roku, do którego postanowiłam wrócić. Przy regularnym stosowaniu znacznie poprawia wygląd stóp, nawlilża je i wygładza. Więcej TUTAJ.

13. Aksamitny krem - mus pod prysznic i do kąpieli Tołpa eco spa vitality. Mam co do niego mieszane uczucia - jako płyn do kąpieli wspaniale orzeźwia, ale jako żel pod prysznic jak dla mnie nie jest najlepszy. Więcej TUTAJ.

OBOJĘTNE:


14. Bell CC Cream smart make up - plusem jest jego delikatna konsystencja i świeży kolor, jednak moja cera przy nim okropnie się świeciła. Ja go nie kupię, ale wiem,że wiele osób go zachwala, stąd znajduje się w obojętnych mi kosmetykach. Więcej TUTAJ.

15. Peeling cukrowy do ciała Spa Vintage Body Oil abbyssinian oil - o nim na dniach napiszę osobną recenzję, ale nie przypadł mi on tak do gustu,żeby do niego wrócić.

16. Lakier do paznokci Delia - ładny kolor, całkiem niezłe krycie jak na tani lakier. Mam jeszcze kilka innych odcieni z tej marki i je lubię. Trwałość przeciętna.

17. Modelujący koncentrat wyszczuplający Tołpa dermo body slim - nie wyszczuplił mnie, ale fanie ujędrnił, wygładził i nawilżył niektóre partie ciała. Więcej o nim TUTAJ.

18. Jedwabne mleczko do ciała Bingo Spa - duża pojemność i lekka konsystencja sprawiły,że towarzyszyło mi ono bardzo długo, tym bardziej,że używałam go na zmianę z innymi balsamami, mleczkami i olejkami do ciała. Jego jedyną wadą było to,że nawilżenie nie utrzymywało się długo. Więcej o nim TUTAJ.

19. Mix próbek, saszetek, mydełek, maseczek, oraz ulubione płatki Carea.


ODRADZANE:



1. Krem do rąk nature secrets Oriflame - ładny zapach, ale po chwili od nałożenia skóra rąk wydawała się być bardziej sucha niż przed jego zaaplikowaniem.

2. Mleczko do demakijażu Milk & Honey Oriflame - przy pierwszym użyciu spadł mi na podłogę, ułamał mu się aplikator i od razu go nie polubiłam. Dodatkowo maże się i szczypie w oczy. Nie polecam.


To by było na tyle,jeśli chodzi o kosmetyki z września i października. Nareszcie pozbędę się tych pustych opakowań, ale spokojnie, już zbieram następne, które pokażę na początku stycznia.



20 listopada 2015

Zachowaj włosy na dłużej - szampon do włosów DF5 Woman Dermo Future Precision przyspieszający wzrost i zapobiegający wypadaniu.

Pielęgnacja włosów jest dla mnie bardzo ważna. Jest jeden powód - tracę ich zdecydowanie za dużo. Jestem w długiej kolejce do trychologa, gdzie najbliższy termin wizyty jest wolny na koniec kwietnia 2016roku. Z jednej strony jest to straszne,że trzeba tak długo czekać, z drugiej natomiast pokazuje jak dużo osób boryka się z problemami podobnymi do moich. Nie chcąc czekać na cud, codziennie staram się jak najlepiej dbać o moje kosmyki. Ostatnio wypróbowałam absolutną nowość marki Dermo Future Precision -> szampon do włosów przyspieszający wzrost i zapobiegający ich wypadaniu.

Opakowanie:
Biała, estetyczna tuba o pojemności 200ml.


Opis producenta:

Skład:


Moja opinia:

Szampon DF5 umieszczony jest w dość nietypowym do tego typu kosmetyków opakowaniu. Tuba, bardziej mi się kojarzy z balsamem do ciała. Umieszczenie w niej szamponu  jest dla mnie zupełną nowością. Osobiście mnie to nie przeszkadza.

Szampon jest bezbarwny i ma żelową konsystencje. Otwór, przez który wypływa jest właściwych rozmiarów - można swobodnie kontrolować ilość potrzebnego do umycia włosów produktu. Nie rozlewa się, nie spływa z rąk i to jest jego duży plus.


Syampon z Dermo Future Precision ma słodki zapach. Nie jest on jednak duszący, a raczej subtelny i stonowany. Na narzuca się on, jest za to miłym dopełnieniem całego rytuału mycia włosów.


DF5 bardzo dobrze rozprowadza się na włosach. Jest wydajny i już niewielka jego ilość wystarczy do wytworzenia miękkiej i puszystej piany. Już w trakcie mycia można odczuć,że nie plącze on włosów tak jak to robią niektóre szampony. Kosmyki łatwo jest rozczesać, bez zbędnego ich wyrywania.


Po wyschnięciu są one bardzo miłe w dotyku, miękkie i puszyste. Nawet bez użycia jakiejkolwiek odżywki. Włosy wydają się być żywe, co znaczy,że są dobrze nawilżone. Czy zapobiega wypadanie włosów i przyspiesza ich wzrost? Na ten temat jeszcze nie potrafię nic powiedzieć. Zbyt krótko go stosuję. Mam dwa opakowania, a jestem w połowie pierwszego, więc trochę za wcześnie na tego typu werdykt. Jestem jednak pełna nadziei, gdyż początkowy efekt ożywienia włosa wydaje dobrze rokować na przyszłość.

18 listopada 2015

Nowości, które przywiozłam z Meet Beauty Conference.

O Meet Beauty Conference mogliście przeczytać już w TYM poście. Opisałam Wam tam jak wyglądała pierwsza w Polsce konferencja dla blogerów i vlogerów urodowych. Czas spędzony w Warszawie był bardzo inspirujący. Zdobyłam tam sporo wiedzy, nowe znajomości, a do domu przywiozłam kilka upominków. Myślę,że nikt z nas zapisując się na ten event nie spodziewał się żadnych prezentów. No halo, przecież miało nas tam być 250 osób. Jechałam tam ze względu na interesujące wykłady, ciekawe warsztaty, prelegentów i uczestników. Dopiero w ostatnim tygodniu przed tym wydarzeniem organizatorzy zaczęli wspominać o sponsorach spotkania. Byłam mile zaskoczona i biłam brawo pomysłodawcom eventu za organizację. Wiem ile wysiłku trzeba włożyć w dopięcie takiego spotkania na ostatni guzik, gdyż w czerwcu sama miałam swój debiut podczas MY BLOG MY PASSION.

Przechodząc do meritum, zobaczcie co ze sobą przywiozłam.



Olympus - katalog i świetna płócienna torba na zakupy.


Pierre Rene - tusz do rzęs i błyszczyk do ust.


Drogeria Natura - kosmetyki marki Kobo: puder transparentny, tusz do rzęs i baza pod podkład.


Wax Pilomax - maska i szampon do włosów.


Golden Rose -baza pod makijaż - próbka, Matte Cryon Lipstic - pomadka w kredce, cień w kredce, żelowy lakier do paznokci i top coat.

Syoss: odświeżacz koloru dla włosów blond (mnie się akurat nie przyda), suchy szampon.
Fa : żel pod prysznic .
Got2be: lakier do włosów.
Gliss Kur - maska do włosów, na rozdwajające się końcówki.


Semilac : lakier hybrydowy + baza + top coat



Neo Nail: fantastyczny startowy zestaw do robienia hybryd: aceton, cleaner, bezpyłkowe waciki, patyczki, naklejki wodne, efekt syrenki w lakierze i w pyłku, baza, top coat, kolor, lampa, olejkicyrkonie, plakietka, smycz.







To niesamowite,że przy evencie o tak dużych rozmiarach każdy z uczestników mógł wyjść z takimi upominkami. Chylę czoła, podziwiam i przede wszystkim dziękuję. Odwaliliście kawał dobrej roboty! :)




Przy okazji tego wpisu przypominam o trwającym konkursie, do którego możecie zgłaszać się do północy 19 listopada. Nagrody są wspaniałe, więc gorąco zachęcam :) KLIK


Zapraszam również na nowy konkurs z marką Revitalash KLIK


16 listopada 2015

"Bale maturalne z piekła rodem" Stephanie Mayer, Meg Cabot, Kim Harrison

Dawno już tutaj nie było żadnej recenzji książki, oj dawno.. Dołożyłam sobie obowiązków i wieczorem dosłownie padam na twarz. Jeśli przeczytam jeden rozdział to jest już mega sukces, zazwyczaj po dwóch stronach usypiam. Nie chodzi o to,że lektura mnie nudzi, ale zmęczenie się odzywa. Obecnie mam zaczęte 3 książki i obiecałam sobie,że przyłożę się do ich przeczytania, bo jak nie skończę ich w tym roku, to w przyszłym wcale. Po opowiadania Stephanie Mayers sięgnęłam dlatego,że zachwycona byłam sagą "Zmierzch" jej autorstwa. Spodziewałam się więc czegoś wielkiego...



Od autora:




Moja opinia:

Dawno już nie czytałam czegoś z dreszczykiem, więc z nieukrywaną ciekawością sięgnęłam po tą książkę. Jest to zbiór pięciu opowiadań, przedstawiających zupełnie różne historie. Bez sensu jest przytaczać każdą z nich z osobna, ale po przeczytaniu całości muszę stwierdzić,że czuję duży niedosyt. Większość z nich kończyła się w kumulującym momencie, aż się chciało odwrócić stronę i przeczytać dalsze losy bohaterów i w tym momencie nagle się okazywało,że jest to już koniec. Bardzo tego nie lubię - w najlepszym momencie przerywać wątek. Byłam aż zła czytając tą książkę. Znalazło się w niej jednak opowiadanie, które sprawiło,że włosy jeżyły się na głowie i chyba tylko to uratowało cały zbiór. Książka ta nie jest jakoś specjalnie inspirująca. Po przeczytaniu całości stwierdzam,że są to historię ciekawe być może dla odbiorców w wieku 14 - 17 lat, dorośli nie wyniosą z nich nic wartościowego, mogą się trochę ponudzić, bądź tak jak ja denerwować,że w najważniejszym momencie opowiadanie zwyczajnie się kończy. Największym wabikiem tej książki jest oczywiście nazwisko twórczyni "Sagi", ale jej opowiadanie nie wywarło na mnie wrażenia. Dreszczyk emocji wywarł na mnie "Bukiecik" Lauren Myracle i chyba tylko on. Czy polecam? Raczej nie... dla jednego opowiadania szkoda czasu...