Pokazywanie postów oznaczonych etykietą spa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą spa. Pokaż wszystkie posty

11 grudnia 2017

Jestem silna, jestem ważna, jestem sensualna.

W codziennym natłoku spraw i obowiązków tak łatwo jest zapomnieć o sobie... Na co dzień jesteś mamą, żoną, kobietą spełniającą się zawodowo, ale ta lista tak na prawdę nie ma końca, bo dochodzą do niej takie funkcję jak praczka, sprzątaczka, kucharka, gosposia, niania, pielęgniarka itd, itd... czasami mówię o sobie złośliwie, że jestem jak mebel, obok którego codziennie się przechodzi, ale się go nie zauważa. Ciągle w ruchu - tak potrzebna, a jednak niewidoczna. Żyjemy szybko, zdecydowanie za szybko. W tej marnej egzystencji brakuje nam czasu na cokolwiek, a nawet tej chwili dla siebie. Utożsamiasz się z tym opisem? My kobiety codziennie dbamy o komfort naszych bliskich i wszystkich wokół, ale kto zadba o nasz komfort? Czasami wszystko tak potrafi przytłaczać, a my zapominamy o sobie i robimy przy tym poważny błąd, bo przecież to my jesteśmy filarem i sercem domu, a faceci niech myślą sobie co chcą.
Droga czytelniczko chcę Ci powiedzieć, że jesteś silna, jesteś ważna, jesteś sensualna! Uwierz w siebie! Pomyślisz sobie, że łatwo było mi to napisać, ale nawet nie wiesz jak trudno było mi wypowiedzieć te słowa w stosunku do samej siebie. Żeby móc to zrobić wybrałam się aż na same Mazury, na warsztaty motywacyjne Jestem SENSualna.


Spotkanie odbywało się w Hotelu Zalesie Mazury Activ Spa. Już samo to, że wybrałam się w tak daleką podróż zupełnie sama, wsiadłam do odpowiedniego pociągu i o dziwo wysiadłam na odpowiedniej stacji napawa mnie dumą. No wiecie, ja to należę do tych osób, których poziom orientacji w terenie wynosi 0%. Jednak od samego początku coś mnie tam ciągnęło. Na miejscu czekała na mnie Roksana z bloga Dzwoneczkowa, która dotransportowała mnie, oraz Marzenę do Barczewa.


Hotel Zalesie Mazury Activ Spa to bajka. Malowniczo usytuowany nad samym jeziorem. Świetny obiekt z komfortowymi pokojami i masą atrakcji zarówno dla dorosłych, jak i dzieci. Idealne miejsce na rodzinne wakacje. Hotel wyposażony jest w piękny basen, jacuzzi i spa, w którym można się relaksować do woli. Dzieci mają do dyspozycji płytki basen, dużą salę zabaw, w której można je zostawić pod opieką animatorek, plac zabaw na zewnątrz.. Więcej atrakcji mam nadzieję, że odkryję kiedyś z moją rodziną, bo bardzo chciałabym tam wrócić. Jedzenie podawane w formie szwedzkiego stołu było bardzo smaczne, a wierzcie mi - może nie wyglądam, ale dobrze zjeść lubię.


Warsztaty odbywały się w dniach 19-21 listopada. Cały czas pobytu wypełniony był po brzegi od wczesnych godzin rannych do bardzo późnego wieczora, ale z czystym sumieniem i pełną satysfakcją mówię, że nie żałuję ani sekundy. Napisanie tego postu odkładałam w nieskończoność, bo choć z jednej strony można by książkę napisać, to z drugiej strony zastanawiałam się jak wszystkie te emocje, doświadczenia ubrać w słowa, no jak? I mówi to osoba, która żyje z pisania, ale kurczę nawet z maturą nie miałam takiego problemu.



Warsztaty prowadziła prze-kochana Basia Jarzyna, prezes Fundacji Tętniąca Życiem. Basia mogłaby być moją siostrą, mamą, przyjaciółką, mężem, podporą! Basia wie, Basia rozumie, Basia każdego wysłucha i każdemu pomoże, B a s i a to złota dziewczyna! Już na początku pierwszych warsztatów wzruszyła mnie swoją historią, a później wielokrotnie wylewałam morze łez, nie z przykrości, a raczej z pewnego rodzaju oświecenia, zrozumienia pewnych spraw na nowo. Nie zrozumie ten, kto na takich warsztatach nie był. I ja tez nie rozumiałam, no ba - tak na prawdę nie wiedziałam nawet czego mam się spodziewać po takim wydarzeniu, ale teraz już wiem i każdą z Was będę zachęcała do udziału w tego typu warsztatach. Założeniem Fundacji jest to, aby uświadomić kobietom jakie są ważne, oraz zachęcić ich do regularnych badań.


Co się działo? Na początku miałyśmy zajęcia integracyjne. Śmiechu było co niemiara! Miałyśmy się poznać i dzięki przedniej zabawie szybko nam się to udało. Rzucałyśmy do siebie piłeczkę mówiąc swoje imię i nazwę swojego bloga jak również osoby, do której dedykowałyśmy nasz rzut. Byłyśmy też splątane sznurkami w taki sposób, gdzie wydawać by się mogło, iż wyswobodzenie się z nich jest nie możliwe. ileż my z tymi sznurkami nakombinowałyśmy! Jednak zadanie to miało nam pokazać, że nawet z najbardziej pogmatwanych sytuacji jest jakieś wyjście. Przynajmniej ja to tak zrozumiałam.



Pokonując kolejne zadania otworzyłyśmy się przed sobą. Mogłyśmy dzielić się ze sobą swoimi smutkami i radościami. Mogłyśmy bez skrępowania powiedzieć co nas boli, z czym mamy problem, oraz co nas cieszy. Nikt nie oceniał, każdy słuchał i rozumiał, służył radą. Być kobietą nie jest łatwo, mimo, że mamy własne sukcesy na koncie, to jednak gdzieś te nasze skrzydła są w życiu systematycznie podcinane, a my się temu poddajemy, myśląc, że przecież i tak nie czeka nas nic dobrego. Jakże to jest błędne koło, złe myślenie, same przyzwalamy sobie na takie czy inne traktowanie. Zamiast się postawić znosimy swoje cierpienie w samotności. Tylko po co? Dla satysfakcji tych wszystkich zewsząd otaczających nas hejterów? Oni mają różne postacie, tylko, że dla satysfakcji jak dla mnie to można uprawiać seks, a nie znosić zewsząd te wszystkie ciosy i obojętność, z którą tak się już oswoiłyśmy.


Co jeszcze się działo? pokonywałyśmy własne bariery, bo jakże inaczej można nazwać sytuację kiedy masz przyłożoną strzałę grotem zwróconą do najmniej osłoniętego miejsca na szyi i tylko krok dzieli Cię od wyzwolenia się od własnych demonów? Bałam się, bałam się jak jasna cholera, miałam całe życie przed oczami, ale zrobiłam ten krok, który przełamał strzałę, a wraz z nią własne obawy. Jestem dzielna, jestem ważna, jestem gotowa. Tak, jestem gotowa, aby zrobić ten krok naprzód. Gotowa jak nigdy wcześniej. To uczucie, strachu, a później radości, ulgi i wyzwolenia muszę zapamiętać, wyryć sobie w pamięci, aby towarzyszyło mi na co dzień. Bo jak nie ja to kto? Nikt nie pokieruje moim życiem, tylko ode mnie zależy, w którą stronę ono pobiegnie i jakie ono będzie miało kształt. To ja jestem pisarzem, który zapełnia puste kartki historią, swoją historią.


Drugiego dnia miałyśmy uroczystą kolację, połączoną z imprezą integracyjną i karaokę. Kocham tańczyć, ale dotychczas robiłam to z odkurzaczem, kocham śpiewać, ale robiłam to tylko wtedy kiedy nikt mnie nie słyszał. A podczas tego wieczoru odważyłam się wystąpić solo śpiewając jedną piosenkę, a raczej próbując przekrzyczeć głośną linię melodyczną. Jak wyszło? Nie wiem, ale najważniejsze jest to, że się odważyłam być sobą, a nie być taką jak chcą mnie widzieć inni. Koniecznie poznajcie też piosenkę, która stała się hymnem tych warsztatów, a ja słucham ją codziennie, bo daje tak motywacyjnego kopa, jak żadna inna.


Dzień po przyjeździe był magiczny, a to za sprawą Ani z bloga Okiem mamy. Ania ma też swoją pasję - jest fotografem, na dodatek świetnym, a jej pracę możecie podziwiać na stronie MagiczneChwile.pl. Przed sesją makijaż miały nam wykonywać profesjonalistki, które hm.. zawiodły, bo postanowiły się jednak nie zjawić.  Czy to był dla nas jakiś problem? - żaden! Same znakomicie dałyśmy sobie radę zarówno z makijażami jak i fryzurami. Dodatkowo dwie przedstawicielki marki Byas, które zaraz po śniadaniu miały z nami warsztaty, postanowiły zostać, by wesprzeć nas w trudnej sztuce makijażu. Totalna improwizacja, ale wszystko się udało i to na jakim poziomie! To niesamowite jak 30 kompletnie nieznanych sobie wcześniej osób potrafi się wspierać, służyć sobie bezinteresowną pomocą. To było piękne.


Przyznaję, że przed sesją trochę się denerwowałam, ale jak tylko przekroczyłam próg pokoju, w którym nasza kochana pani fotograf czekała - wszystkie troski zniknęły. Ania przywitała mnie z uśmiechem na twarzy, otwartymi ramionami i słowami "jesteś piękna". Nie często słyszę takie słowa, a wypowiedziane przez drugą kobietę, to prawdziwy komplement. Ta drobnej postury, niesamowita dziewczyna od początku pokierowała mnie jak się ustawić, gdzie spojrzeć i co w ogóle robić, by zdjęcia wyszły świetnie. "Namalowała" mnie niczym malarz na płótnie z pełną kobiecością, delikatnością i sensualnością. Jestem zachwycona tymi zdjęciami. Po sesji każda z nas wybrała się do Marzeny - stylistki, wizażystki i coach wizerunku. Marzenka podpowiedziała nam jakie kolory najbardziej do nas pasują i co może być pomocne podczas wybierania się na zakupy. Bardzo przydatne rady.



Aby móc wyczarować bajeczne fryzury na sesję, sklep NEO24 obdarował nas sprzętem babyliss. Proste włosy, a może loki? Na wszystko byłyśmy przygotowane. Polecam zajrzeć do NEO24, gdzie znajdziecie wiele atrakcyjnych ofert. Takich cen nie ma nigdzie.


Przez całe trzy dni podczas warsztatów mogłyśmy raczyć się pyszną wodą źródlaną Id'eau. Miałam okazję poznać ją już wcześniej i muszę Wam powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych wód jaką miałam okazję spróbować. Błyskawicznie gasi pragnienie.

Odkryciem warsztatów był nowy napój energetyczny Neon N life, którego również nie zabrakło na stołach. Mimo, że ja energetyków w ogóle nie piję, to jednak tutaj przekonało mnie to, że jest on zrobiony na bazie naturalnych składników i zielonej herbaty. Stawia na nogi i jest pyszny.


Ziołolek zrobił mi dzień przekazując zestaw kosmetyków składający się z delikatnej kostki do mycia, żelu z witaminami do mycia rąk i ciała, oraz bogatemu kremu do rąk. Prezent idealny na potrzeby moje i mojej rodziny. Na instagramie mówiłam Wam dlaczego.


Do domu przywiozłam także nowy dzbanek Aquaphor. Nie dość, że filtruje wodę, to także wzbogaca ją o magnez. Duża pojemność (4,2l) tylko ułatwia codzienne funkcjonowanie. Bardzo fajny i praktyczny upominek, dzięki, któremu zaoszczędzę pieniądze, które miesięcznie wydaję kupując wodę mineralną.


Na moich socjal mediach pokazywałam Wam również przepiękne albumy i grę dla całej rodziny z Moi Dziadkowie . Albumy będą znakomitym prezentem na święta lub nadchodzące pomału Dzień Babci i Dzień Dziadka. Cały ich urok polega na tym, że dziadkowie wypełniają je i odpowiadając na zawarte w nich pytania opowiadają o wydarzeniach ze swojego życia od dzieciństwa po dzień dzisiejszy. Kiedyś te albumy wrócą do nas, a my będziemy mieć najpiękniejszy prezent jaki od dziadków można dostać - historię ich życia napisaną ukochanymi dłońmi. Gra ma za zadanie łączyć pokolenia i przybliżyć czasy, które już minęły.



Warsztaty, które pierwszego dnia trwały do nocy umilał nam blask i zapach świec Biosensual. Te tańczące płomyczki relaksowały, zapach wprowadzał w błogi nastrój, a wosk był dodatkowym atutem, gdyż można go było wykorzystać do masażu rąk. Te naturalne świece skradły moje serce.



Organizatorki stanęły na głowie, aby wszystko ogarnąć do tego kształtu, jaki zastałyśmy, ze wszystkimi tymi prezentami i całą cudowną otoczką jaki tworzył klimat hotelu. Jednak tak sobie myślę, że jeden z piękniejszych prezentów dostałam od wszystkich uczestniczek. Na koniec naszej SENSualnej przygody każda z nas miała napisać na kartach przynajmniej jedno zdanie o pozostałych uczestniczkach. Nie do wiary ile można się o sobie dowiedzieć przez 3 dni, a słowa, które przeczytałam są ze mną codziennie. To było piękne. Dziękuję dziewczyny.



Teraz, te dwa tygodnie po warsztatach czuję ogromną wdzięczność do Roksany (która jakimś cudem mnie prześwietliła i jej kobieca intuicja, a może szósty zmysł podpowiedział, że czegoś takiego potrzebuję), do Ani, która włożyła tyle pracy w organizację wszystkiego, do Basi, która wydobyła ze mnie moje radości i lęki, do Oli, która przywitała mnie jak rodzoną siostrę i przez całe to wydarzenie była ciepła jak słońce latem, oraz do wszystkich dziewczyn, przy których mogłam się otworzyć i po prostu być sobą. Dziękuję!


Kolejne takie wydarzenie dziewczyny planują już na wiosnę, a ja już wiem, że muszę tam być. Do klipu z warsztatów będę wracać za każdym razem kiedy przyjdzie w moim życiu chwila zwątpienia. Wtedy to go odszukam i przypomnę sobie jak się czułam, co postanowiłam i jakie cudowne osoby spotkałam w swoim życiu.



Warsztaty Jestem SENSualna przygotowywane są przez kobiety dla kobiet. Odkrywają nasze piękno zarówno te zewnętrzne, jak i te, które kryjemy w środku. Pozwalają uwierzyć w siebie i własne możliwości i naprowadzić na odpowiednią drogę, z której często zbacza się gdzieś w tej szarej rzeczywistości. Zachęcają do zajrzenia do wnętrza samego siebie, by pokonać lęki i odkryć własne pragnienia. Dzięki temu wydarzeniu nie boję się już zmian, a te na pewno nadejdą. Może nie dziś, może nie jutro, ale małymi kroczkami będę sukcesywnie wprowadzać to, na co się zdecydowałam. Już się nie boję - jestem silna, jestem ważna, jestem gotowa!

4 grudnia 2017

Zrób sobie SPA. Bourjois radiance - boosting. Rozświetlający peeling do twarzy

My kobiety żyjemy w ciągłym pędzie. Pracujemy, wychowujemy dzieci, jesteśmy żonami, mamami, bizneswoman. Pełnimy wiele funkcji. Może to niesmacznie zabrzmi, ale śmiało możemy się porównać do urządzenia wielofunkcyjnego. Taaaak na brak pracy czy nudę nie można narzekać, może jedynie na codzienność, monotonność? W każdym razie mamy ręce pełne roboty. Od wczesnych godzin rannych do późnego wieczora działamy jak robociki, na pełnych obrotach, ale kiedy nadchodzi weekend warto znaleźć czas dla siebie, choć jedną małą godzinę, w której liczyć się będziemy tylko my i nikt więcej. Jak spędzić tą wyskubaną w tygodniu chwilę dla siebie? Zrób sobie SPA. Chwile relaksu są tak rzadkie, że trzeba chwytać je pełnymi garściami. Zaproponuję Ci dziś jeden produkt, dzięki któremu Twoja cera odzyska blask po całym tygodniu przeróżnych zmagań - rozświetlający peeling do twarzy marki Bourjois.

Jeśli oczy są zwierciadłem duszy, to cera jest odzwierciedleniem intensywności naszego życia. Warto o nią zadbać, by zachować zdrowy wygląd na dłużej. Aby uniknąć różnych przykrych dolegliwości takich jak poszarzała cera, worki pod oczami, niedoskonałości cery, warto przynajmniej raz w tygodniu zastosować peeling. Dzięki galerii internetowej oladi.pl, skupiającej tysiące sklepów znalazłam idealny dla mnie produkt.


Z peelingami do twarzy mam tak, że ciężko jest mnie w kwestii produktów zadowolić. Wybredna ze mnie bestia i lubię przebierać w ofertach. Na oladi.pl miałam możliwość przejrzenia asortymentu wielu sklepów. Znalazłam tam sporo świetnych propozycji, ale ostatecznie zdecydowałam się na rozświetlający peeling do twarzy marki Bourjois. Aktywny link szybko odesłał mnie do sklepu, w którym mogłam zrobić zakupy, a do tego jak wiecie nie trzeba mnie namawiać.

Dlaczego wybrałam akurat tą markę? To proste! Dotychczas znałam ją tylko z produktów do makijażu i z czystej ciekawości chciałam sprawdzić jak będzie się sprawował kosmetyk służący do pielęgnacji. Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, w moim przypadku jest to pierwszy stopień do wiedzy i nowych doświadczeń.

Peeling otrzymujemy w opakowaniu typu tuba z zamknięciem na klik. Wykonane jest ono z przezroczystego tworzywa, pod którym widać jego zawartość. Lubię kiedy opakowanie jest transparentne, bo nie muszę nerwowo sprawdzać pod światło stanu zużycia kosmetyku. Wszystko widać jak na dłoni. Pojemność 75 ml jest wystarczająca. Gdyby była większa, to podejrzewam, że by mnie ona przytłaczała. Po pierwszym otwarciu kosmetyk długo jest zdatny do użytku, bo aż 18 miesięcy. Przez ten czas nawet największy pielęgnacyjny leniuch jest w stanie go zużyć.


Rozświetlający peeling do twarzy marki Bourjois wzbogacony jest o miąższ pomarańczy, ale zarówno kolorem, jak i zapachem bliższy jest mi on do brzoskwini. Ma on kremową konsystencję. Zatopione w niej drobinki są maleńkie i rzadko osadzone.


Po umyciu twarzy, na zwilżoną skórę nakładałam ten kosmetyk i kolistymi ruchami masowałam twarz. Drobinki są bardzo delikatne, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że mało wyczuwalne. Są one rzadko osadzone i zapewne w tym tkwi problem. A może to ja jestem taka gruboskórna? Myślałam, że radiance - boosting się u mnie nie spisze, ale dopiero po zmyciu twarzy i jej osuszeniu zauważyłam jakie efekty daję.


Cera nabrała zdrowego blasku, stała się aksamitnie gładka i miękka w dotyku. Pory zostały oczyszczone, a twarz zmatowiona. Peeling rzeczywiście rozświetla skórę (nie mylić z pojęciem wybiela), stała się ona promienna i wypoczęta. Produkt ten nie wysusza skóry, oraz nie powoduję jej ściągnięcia, na upartego nie trzeba by było nakładać kremów, olejków czy maseczek. Mało tego jego kremowa konsystencja sprawia, że moja skóra jest nawilżona i o jednolitym kolorycie. Niska cena (ok 15zł ) i wysoka jakość, to połączenie, które lubię najbardziej. Gorąco polecam!

Ps Jeśli szukacie inspiracji zakupowych, to odwiedźcie oladi.pl - w jednym miejscu tysiące sklepów. Raj dla prawdziwej zakupoholiczki.

13 maja 2016

Kiedy kwitną wiśnie jest wiśniemicie

Czy marzyło Wam się kiedyś znaleźć pośród drzew obsypanych kwiatami, których wygląd przyprawiałby o mocniejsze bicie serca, a woń koiła zmysły? Mamy wiosnę i takie sceny są widoczne na każdym kroku. Niestety kwiaty wraz z deszczem i wiatrem opadną, ich urok przeminie, a za tym cudownym zapachem będziemy tęsknić cały rok. A gdyby tak utrwalić go w innej formie, np kosmetyku do pielęgnacji? Marka Eveline Cosmetics wychodząc na wprost naszym oczekiwaniom stworzyła wiosenną kolekcję balsamów do ciała z serii Spa Proffesional. Dziś przedstawie Wam luksusowy balsam kojąco - regenerujący o zachęcającej nazwie "kwitnąca wiśnia". Brzmi ciekawie, prawda? Zapraszam dalej...


Opis producenta:
LUKSUSOWY BALSAM REGENERUJĄCO-KOJĄCY o zapachu kwitnącej wiśni natychmiast po aplikacji intensywnie łagodzi i koi wrażliwą skórę oraz przywraca maksymalny poziom nawilżenia utrzymujący się do 24 godzin. Multifunkcyjna formuła bogata w olejek kokosowy, masło shea i kolagen morski odbudowuje włókna kolagenu w skórze oraz odnawia jej warstwę lipidową, zapewniając długotrwałe uczucie komfortu.

 WYCIĄG Z CZEREŚNI o wysokiej zawartości fitosteroli, witamin A, C i K oraz soli mineralnych silnie odżywia i ujędrnia skórę, działa antyoksydacyjnie, oczyszcza naskórek z toksyn i wzmacnia naczynka krwionośne.

WYCIĄG Z JEDWABIU zawiera 18 aminokwasów przypominających budową strukturę skóry, które błyskawicznie ujędrniają i uelastyczniają skórę oraz nadają jej spektakularną gładkość.

COLLASURGE LQTM uzupełnia niedobory kolagenu w skórze, silnie ujędrnia i wzmacnia jej strukturę.

bioHYALURON COMPLEXTM zapewnia spektakularny poziom nawilżenia skóry oraz intensywnie wygładza.

OLEJKI ARGANOWY I KOKOSOWY
hamują procesy starzenia, odbudowują barierę lipidową skóry i chronią przed przesuszeniem.

D-PANTHENOL I ALANTOINA
łagodzą i wyciszają podrażnioną skórę, niwelują zaczerwienienia i uczucie swędzenia oraz stymulują podziały komórkowe, dzięki czemu przyspieszają regenerację naskórka.

Moja opinia:

Kwitnąca wiśnia jest jedną z kilku wiosennych nowości marki i bardzo się cieszę, że trafiła w moje ręce właśnie teraz. W moim ogrodzie wiśnia nadal kwitnie i dzięki temu mogłam porównać zapach balsamu do oryginału. Z radością stwierdzam, że są one bardzo bliskie, a nawet pokusiłabym się o opinię, że kosmetyk przewyższa nieco samą naturę. Jego woń jest wyraźniejsza, bardziej wyczuwalna, słodka i co najważniejsze towarzyszy nam na długo po aplikacji. Uwielbiam takie balsamy.


Konsystencja balsamu jest lekka i puszysta, dzięki czemu z łatwością rozprowadza się na skórze. Nie maże się, tylko cudownie otula ciało, po czym w ułamku sekundy znika. O tak, wchłania się błyskawicznie i to do całkowitego matu. Można go stosować o każdej porze dnia i nocy, nawet chwilę przed założeniem ubrania. Nie pozostawia po sobie żadnej lepkiej, czy tłustej warstwy.


Efekt jaki uzyskałam podczas stosowania tego balsamu przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Przyznaję, że trochę sceptycznie na początku do niego podchodziłam, bo miałam różne przejścia z innymi produktami pielęgnacyjnymi. Myślałam, że skoro jest lekki, a skóra się po nim nie błyszczy, to nawilżenie nie będzie zbyt widoczne. Oj, jak ja się myliłam. Nawilżenie jest na naprawdę wysokim poziomie, a skóra odwdzięcza nam się za taką kurację pięknym wyglądem.


Stosując regularnie balsam regenerująco - kojący z najnowszej serii Eveline Cosmetics bardzo szybko zauważymy różnice w wyglądzie naszej skóry. Staje się ona wygładzona, bez szpecących suchych skórek. Poprawia się jej ujędrnienie i elastyczność. Skóra jest ukojona i podczas trwania tej kuracji na pewno nie doświadczymy uczucia swędzenia, które jest związane z przesuszeniem.


Na koniec wspomnę jeszcze tylko o opakowaniu, które warte jest uwagi. Na pierwszy plan wysuwają się aspekty wizualne. Pudrowy róż i spokojna grafika przedstawiająca kwiat wiśni sprawia, że nie sposób przejść obok niego obojętnie. Wszystkie kobiety są sroczkami, a nasz wzrok sam podąża za ładnymi rzeczami i nikt  mi nie powie, że tak nie jest. Ten balsam chciałoby się mieć już dla samego opakowania, a to co znajdziecie w środku okażę się dla Was miłą niespodzianką i wSPAniałym prezentem dla Waszego ciała. Tuba jest praktycznym rozwiązaniem, gdyż balsam zawsze będzie gotowy do użycia. Zamknięcie typu klik szczelnie chroni tą cenną zawartość przed przypadkowym wylaniem.


Od kiedy stosuje "kwitnącą wiśnię" moja skóra czuje się komfortowo i co najważniejsze w ciągu dnia nie woła o szybkie nawilżenie. Wystarczy, że aplikuje się ją po wieczornej kąpieli, by czuć się WIŚNIEmicie przez cały kolejny dzień.