21 lipca 2017

Sposób na zadbane dłonie i paznokcie oraz manicure od A do Z w książce "Paznokcie na poziomie" Marzeny Kanclerskiej + konkurs

Zadbane dłonie i paznokcie są wizytówką każdego z nas. To nimi się witamy i wykonujemy wszystkie czynności dnia codziennego. Warto pomyśleć o tym, aby dłonie jak najdłużej wyglądały młodo, a tym samym robiły dobre wrażenie. A paznokcie? Według Suzi Weiss-Fischmann, która jest założycielką marki OPI "Paznokcie stały się sposobem na wyrażanie tego, kim jesteśmy." Malujemy je kierując się naszym nastrojem, porą roku, bieżącymi trendami, a nawet kolorem skóry.


Marzena Kanclerska jest znaną i cenioną warszawską stylistką paznokci. Swój sukces zawdzięcza własnemu zaangażowaniu, samozaparciu, pomysłowości i chęci do rozwoju. Zaczynała od kursów i szkoleń, a w tej chwili jest właścicielką kilku salonów Nail Spa, do których  z przyjemnością przychodzą gwiazdy. Jest przykładem kobiety biznesu i inspiracją dla innych.


"Paznokcie na poziomie" to pięknie wydany poradnik, nad którym piecze trzyma Wydawnictwo REA-SJ.
Twarda okładka, piękne zdjęcia i niestandardowy format książki wprawia nas w pewnego rodzaju atmosferę książkowego luksusu. Widząc ją na księgarnianej półce, aż chce się po nią sięgnąć, dotknąć, przekartkować, aż w końcu pobiec do kasy i kupić, by w domu móc nacieszyć się jej treścią.


"Paznokcie na poziomie" to kompendium wiedzy na temat pielęgnacji dłoni i paznokci. Książkę można podzielić na trzy części. Pierwszą z nich stanowią sposoby pielęgnacji dłoni i paznokci. Autorka w prostych słowach opowiada o najważniejszych zasadach, o których powinniśmy pamiętać dopieszczając swoje dłonie. Marzena Kanclerka radzi jak dobrać idealny krem do rąk, zdradza również receptury, które możemy stworzyć w domowym zaciszu, aby sprawić im istne spa.

W tej części przeczytamy o sygnałach, które wysyła nasze ciało, a które odbijają się na wyglądzie naszych paznokci. Autorka podpowiada m.in jak pielęgnować paznokcie kruche, rozdwajające się. Pisze co mogą oznaczać białe plamki na paznokciach, jak również przytacza wiele innych przykładów. Wszystkie informacje przekazuje w sposób profesjonalny. Znajdziemy tam podpowiedzi na temat niedoboru witamin, oraz to w jakich produktach je znajdziemy i jak możemy sobie pomóc. Z tej części dowiemy się także wszystkiego o budowie paznokci i ich funkcji, jak również o problemach z nimi związanych, zasadach pielęgnacji. Znajdziemy tu też opis kształtów płytek, oraz narzędzi, które potrzebujemy, aby w samodzielnie wykonać w domu zniewalający manicure.


Drugą część stanowią tutoriale. Manicure klasyczny, combo, chewron, gradient to to tylko kilka z 30 sposobów na stylizację paznokci. W tym rozdziale autorka prowadzi nas za rękę i opisuję każdy krok w wykonywaniu danego mani. Opisom towarzyszą bajeczne zdjęcia. Jestem pewna,że każda z nas dzięki temu rozdziałowi mogłaby stworzyć sama swoją wymarzoną stylizację.

Ostatnia część książki to wywiad z Marzeną Kanclerską i Anną Galińską. Profesjonalistki odpowiadają na pytania dotyczące ich zawodu, oraz pracy, którą kochają.

"Paznokcie na poziomie" Marzeny Kanclerskiej jest książką, którą musi mieć każda kobieta. Nie ważne czy masz doświadczenie w pielęgnacji dłoni i stylizacji paznokci, czy nie. Wszystkiego można się nauczyć, a ta książka pokażę Ci jak to zrobić.

Tytuł: Paznokcie na poziomie
Autor: Marzena Kanclerska
Wydawnictwo : REA-SJ
Rok wydania: 2015
Stron: 173

Mam dla Was niespodziankę - jeśli chcecie zdobyć jeden z dwóch egzemplarzy książki Marzeny Kanclerskiej, to zapraszam Was do udziału w konkursie, odbywającego się na facebooku.

18 lipca 2017

Hydrolat oczarowy jest zły...

Pamiętam te czasy, kiedy potrafiłam obejść się bez toniku czy też hydrolatu. Zresztą hydrolat był mi wtedy zupełnie obcy. Jednakże pierwszym moim kosmetykiem pielęgnacyjnym wiele lat temu był właśnie tonik – ogórkowy, o obłędnym świeżym zapachu z popularnej firmy katalogowej. Pamiętam, że wtedy byłam nim zachwycona. Później zaczęły się kremy, sera itp. I zapomniałam o tonikach, to był błąd, bo kiedy po latach sobie o nich przypomniałam, do dzisiaj nie wyobrażam sobie bez nich życia. Jakiś czas temu w moje ręce wpadł hydrolat oczarowy, który zaczęłam stosować w zastępstwie toniku. Już po pierwszym użyciu uznałam, że jest to złooo. Jednak czy dobrze zrobiłam?

Hydrolat Laboratorium Cosmeceuticum zamknięty jest w szklanym opakowaniu, przez co jest on dosyć ciężki. Jest on w formie spreyu prze co można go stosować bezpośrednio na twarz, można też spryskać wcześniej wacik i przecierać nim facjatę. Możliwości są takie, jakie uznamy za bardziej wygodne. Dla mnie druga opcja była odpowiedniejsza. Bo choć mgiełka rozpylana prze dozownik była delikatna, to jednak wg mnie namoczony wacik  był bardziej praktyczny.



Hydrolat ma bardzo specyficzny zapach, nie pachnie on perfumami i właściwie trudno go określić, ja potrzebowałam czasu, aby się do niego przyzwyczaić. Jego zadaniem było oczyszczenie i zamknięcie porów, co w czasie letnim, przy mieszanej cerze uznałam za priorytet. Nikt bowiem nie lubi się błyszczeć, a skoro wyciąg z oczaru wirginijskiego miał to zniwelować, to dlaczego by nie spróbować?



Po pierwszym użyciu czułam się rozczarowana. Moja twarz na moment od nałożenia stała się czerwona. Policzki były zaognione i nie wyglądało to ładnie. A takich cudów się nie spodziewałam.. Hydrolat zaczełam stosować normalnie, jak każdy inny kosmetyk i dopiero po zagłębieniu się w opis producenta zrozumiałam, że jestem posiadaczką cery wrażliwej. Jest to bowiem skoncentrowany specyfik, który na niektóre cery, w tym moja dobrze działa dopiero po jego rozcieńczeniu. Kiedy wiec zmieszałam go z wodą w proporcji 2-1, gdzie 2 stanowi hydrolat a 1 woda, to wszystko wróciło do normy. Cera nie była zaogniona a ukojona, Po miesiącu stosowania pory nieco zmniejszyły swój rozmiar, a czas bez puderniczki nieznacznie się wydłużył. Nie były to spektakularne efekty, ale jednak były.

Reansumując - hydrolat oczarowy jest zły kiedy nakładasz go w nieodpowiednich proporcjach na twarz. Kiedy już znajdziesz złoty środek może on być lekiem na cele zło, ale cudów po pierwszym użyciu się nie spodziewaj. Czas i wytrwałość to cnoty, z którymi musisz się bliżej zapoznać.

cena 19zł

4 lipca 2017

Wakacyjna kosmetyczka matki i dziecka

Jutro wczesnym rankiem wybieramy się na wakacje. Upragnione i wyczekiwane, bo nie uwierzę jak mi ktoś napiszę, że na nie nie czeka. Jedziemy tam gdzie zawsze - do Mielna. Mamy tam cały domek dla siebie w bardzo przystępnej cenie - żal nie skorzystać :) Jak co roku czekało mnie pakowanie - nawet nie macie pojęcia jak ja tego nie lubię. Zawsze, ale to zawsze wezmę dla nas za dużo ubrań, ale wolę się przygotować na każdą pogodę, niż potem żałować,że czegoś nie wzięłam. Wyobraźcie sobie,że z kosmetyczką swoja i córki nie mam tego problemu - pakuję ją automatycznie.


Co zabieramy ze sobą właściwie najpotrzebniejsze rzeczy. Jedyną nowością będą dla mnie akcesoria marki Toly, które otrzymałam jakiś czas temu na spotkaniu blogerek. Wśród nich są jednorazowe nakładki na sedes - na pewno się przydadzą, jednorazowe śliniaki - moja Oliwka jest już duża, ale warto mieć pod ręką, oraz woreczek z nawilżaną chusteczką w razie choroby lokomocyjnej - jak do tej pory każde z nas przebywało drogę bez szwanku, ale może znajdę im inne zastosowanie. Chusteczki nawilżane Dada (lub inne) muszą być, chociażby po to aby wytrzeć dziecku ręce czy buzie po jedzeniu w mieście.


Wszelkie wyjazdy urlopowe to dla mnie czas dla próbek. Ograniczam ciężar i pojemność kosmetyczki do minimum. Zabieram w saszetkach szampony, odżywki do włosów, kremy do twarzy i rąk, a nawet balsam do ciała i do ust. Jedyna taka rozpusta dla próbek w roku ;)

W moim wakacyjnym kuferku nie może też zabraknąć pomadek, błyszczyków, tuszu i odżywki do rzęs, małej perfumetki (dużą też zabrałam) dwa odcienia lakieru do paznokci (bo nigdy nie wiem na jaki kolor będę miała akurat ochotę), jak również kredki do oczu w dwóch podstawowych kolorach, małego lusterka i grzebienia (idealne na plażę). Do tego malutka kosmetyczka, która pomieści najpotrzebniejsze bibeloty na wyjścia.



      
Jak nad morze, to i na plażę - innej opcji nie ma. Najważniejsze to ochrona przed szkodliwymi promieniami słońca. Nakrycie głowy, okulary przeciwsłoneczne, kremy/olejki z faktorem UVA i UVB to niezbędne minimum. Oliwce będę musiała na miejscu kupić krem ochronny, gdyż dotychczasowy właśnie się jej skończył. Dobrym dodatkiem jest też balsam po opalaniu.


 
Co jeszcze? Miniatura żelu pod prysznic + mydło Oilan, mini szampon do włosów, płyn micelarny, balsam i krem dla córeczki.Słońce, gorący piasek, ciepłe powietrze, oraz nadmorski klimat wysuszają skórę, która do tych warunków nie jest przyzwyczajona.

Zabieram ze sobą także 2 kremy CC. Jeśli chodzi o makijaż twarzy latem, to jak już muszę to używam wyłącznie kremów CC lub BB, więcej nie potrzebuję. CC do ciała w końcu będę mogła zużyć, bo jak nie teraz to kiedy? ;)

Żelu antybakteryjnego w ogóle nie będę wyciągała z torebki, zawsze będzie ze mną w niej podążał. Jakoś nie mam zaufania do korzystania z publicznych toalet. Owszem można załatwić się w pozycji "na małysza", umyć ręce, ale trzeba też tymi rękoma dotknąć klamki, by otworzyć drzwi. Nie mam pewności czy każdy dba o higienę swoich rąk po skorzystaniu z toalety, więc żel antybakteryjny będzie w tym wypadku moim największym przyjacielem.

Żel łagodzący na ukąszenia to również absolutny must have. Coś mnie pogryzie kit z tym, ale jak na cel obierze sobie Oliwkę i pojawi się swędząca chrostka, to ona będzie się tak długo drapała, aż pojawi się krew. Najczęściej robi to zupełnie nieświadomie - w nocy. Lepiej tego uniknąć.

Zabrałam też swój ulubiony turkusowy eyeliner, oraz cień pyłkowy w kulce - idę na wygodę :)


Artykuły higieniczne takie jak płatki do demakijażu i patyczki do uszu również muszą być.


Dla Oliwki spakowałam kolorowankę, kredki i komplet gazetek z ciekawą treścią, oraz różnymi zadaniami. W razie niepogody (oby było jak najładniej) będzie miała co robić .


Jak gazetki to i książki. Coś dla mamy i dla córki. Zapłakałabym się wyjeżdżając bez takiego pakietu, bo choć bez komputera mogę wytrzymać, to bez dobrej lektury już nie.


Poniżej prezentuje bardzo fajny gadżet. Poduszka dla dziecka stabilizująca główkę, dzięki której może sobie spokojnie spać podczas podróży samochodem. Warto ją mieć, polecam wszystkim mamom.


Czego zabrakło na zdjęciach? Zmywacza do paznokci i przede wszystkim podręcznej apteczki. Dzisiaj ją pakowałam i było już za ciemno na zdjęcia. Znalazły się w niej plastry, spray odkażający rany - o tej porze roku zdarte kolanka zdarzają się często. Nożyczki, termometr, syrop w razie gorączki u dziecka, oraz apap dla mamy, bo zmiany klimatu czy też nawet pogody lekko nie przechodzę.


 Wiecie co powiedziała moja córcia, na wieść o wyjeździe nad morze? -> "Hurra!! Już się nie mogę doczekać kukurydzy" :) Zaraziłam pierworodną miłością do wszamania gotowanej kukurydzy na plaży ;)

Wracam za tydzień, ale nasze wakacyjne wojaże możecie na bieżąco oglądać na INSTAGRAMIE, do czego zachęcam :)