Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróż. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróż. Pokaż wszystkie posty

11 grudnia 2017

Jestem silna, jestem ważna, jestem sensualna.

W codziennym natłoku spraw i obowiązków tak łatwo jest zapomnieć o sobie... Na co dzień jesteś mamą, żoną, kobietą spełniającą się zawodowo, ale ta lista tak na prawdę nie ma końca, bo dochodzą do niej takie funkcję jak praczka, sprzątaczka, kucharka, gosposia, niania, pielęgniarka itd, itd... czasami mówię o sobie złośliwie, że jestem jak mebel, obok którego codziennie się przechodzi, ale się go nie zauważa. Ciągle w ruchu - tak potrzebna, a jednak niewidoczna. Żyjemy szybko, zdecydowanie za szybko. W tej marnej egzystencji brakuje nam czasu na cokolwiek, a nawet tej chwili dla siebie. Utożsamiasz się z tym opisem? My kobiety codziennie dbamy o komfort naszych bliskich i wszystkich wokół, ale kto zadba o nasz komfort? Czasami wszystko tak potrafi przytłaczać, a my zapominamy o sobie i robimy przy tym poważny błąd, bo przecież to my jesteśmy filarem i sercem domu, a faceci niech myślą sobie co chcą.
Droga czytelniczko chcę Ci powiedzieć, że jesteś silna, jesteś ważna, jesteś sensualna! Uwierz w siebie! Pomyślisz sobie, że łatwo było mi to napisać, ale nawet nie wiesz jak trudno było mi wypowiedzieć te słowa w stosunku do samej siebie. Żeby móc to zrobić wybrałam się aż na same Mazury, na warsztaty motywacyjne Jestem SENSualna.


Spotkanie odbywało się w Hotelu Zalesie Mazury Activ Spa. Już samo to, że wybrałam się w tak daleką podróż zupełnie sama, wsiadłam do odpowiedniego pociągu i o dziwo wysiadłam na odpowiedniej stacji napawa mnie dumą. No wiecie, ja to należę do tych osób, których poziom orientacji w terenie wynosi 0%. Jednak od samego początku coś mnie tam ciągnęło. Na miejscu czekała na mnie Roksana z bloga Dzwoneczkowa, która dotransportowała mnie, oraz Marzenę do Barczewa.


Hotel Zalesie Mazury Activ Spa to bajka. Malowniczo usytuowany nad samym jeziorem. Świetny obiekt z komfortowymi pokojami i masą atrakcji zarówno dla dorosłych, jak i dzieci. Idealne miejsce na rodzinne wakacje. Hotel wyposażony jest w piękny basen, jacuzzi i spa, w którym można się relaksować do woli. Dzieci mają do dyspozycji płytki basen, dużą salę zabaw, w której można je zostawić pod opieką animatorek, plac zabaw na zewnątrz.. Więcej atrakcji mam nadzieję, że odkryję kiedyś z moją rodziną, bo bardzo chciałabym tam wrócić. Jedzenie podawane w formie szwedzkiego stołu było bardzo smaczne, a wierzcie mi - może nie wyglądam, ale dobrze zjeść lubię.


Warsztaty odbywały się w dniach 19-21 listopada. Cały czas pobytu wypełniony był po brzegi od wczesnych godzin rannych do bardzo późnego wieczora, ale z czystym sumieniem i pełną satysfakcją mówię, że nie żałuję ani sekundy. Napisanie tego postu odkładałam w nieskończoność, bo choć z jednej strony można by książkę napisać, to z drugiej strony zastanawiałam się jak wszystkie te emocje, doświadczenia ubrać w słowa, no jak? I mówi to osoba, która żyje z pisania, ale kurczę nawet z maturą nie miałam takiego problemu.



Warsztaty prowadziła prze-kochana Basia Jarzyna, prezes Fundacji Tętniąca Życiem. Basia mogłaby być moją siostrą, mamą, przyjaciółką, mężem, podporą! Basia wie, Basia rozumie, Basia każdego wysłucha i każdemu pomoże, B a s i a to złota dziewczyna! Już na początku pierwszych warsztatów wzruszyła mnie swoją historią, a później wielokrotnie wylewałam morze łez, nie z przykrości, a raczej z pewnego rodzaju oświecenia, zrozumienia pewnych spraw na nowo. Nie zrozumie ten, kto na takich warsztatach nie był. I ja tez nie rozumiałam, no ba - tak na prawdę nie wiedziałam nawet czego mam się spodziewać po takim wydarzeniu, ale teraz już wiem i każdą z Was będę zachęcała do udziału w tego typu warsztatach. Założeniem Fundacji jest to, aby uświadomić kobietom jakie są ważne, oraz zachęcić ich do regularnych badań.


Co się działo? Na początku miałyśmy zajęcia integracyjne. Śmiechu było co niemiara! Miałyśmy się poznać i dzięki przedniej zabawie szybko nam się to udało. Rzucałyśmy do siebie piłeczkę mówiąc swoje imię i nazwę swojego bloga jak również osoby, do której dedykowałyśmy nasz rzut. Byłyśmy też splątane sznurkami w taki sposób, gdzie wydawać by się mogło, iż wyswobodzenie się z nich jest nie możliwe. ileż my z tymi sznurkami nakombinowałyśmy! Jednak zadanie to miało nam pokazać, że nawet z najbardziej pogmatwanych sytuacji jest jakieś wyjście. Przynajmniej ja to tak zrozumiałam.



Pokonując kolejne zadania otworzyłyśmy się przed sobą. Mogłyśmy dzielić się ze sobą swoimi smutkami i radościami. Mogłyśmy bez skrępowania powiedzieć co nas boli, z czym mamy problem, oraz co nas cieszy. Nikt nie oceniał, każdy słuchał i rozumiał, służył radą. Być kobietą nie jest łatwo, mimo, że mamy własne sukcesy na koncie, to jednak gdzieś te nasze skrzydła są w życiu systematycznie podcinane, a my się temu poddajemy, myśląc, że przecież i tak nie czeka nas nic dobrego. Jakże to jest błędne koło, złe myślenie, same przyzwalamy sobie na takie czy inne traktowanie. Zamiast się postawić znosimy swoje cierpienie w samotności. Tylko po co? Dla satysfakcji tych wszystkich zewsząd otaczających nas hejterów? Oni mają różne postacie, tylko, że dla satysfakcji jak dla mnie to można uprawiać seks, a nie znosić zewsząd te wszystkie ciosy i obojętność, z którą tak się już oswoiłyśmy.


Co jeszcze się działo? pokonywałyśmy własne bariery, bo jakże inaczej można nazwać sytuację kiedy masz przyłożoną strzałę grotem zwróconą do najmniej osłoniętego miejsca na szyi i tylko krok dzieli Cię od wyzwolenia się od własnych demonów? Bałam się, bałam się jak jasna cholera, miałam całe życie przed oczami, ale zrobiłam ten krok, który przełamał strzałę, a wraz z nią własne obawy. Jestem dzielna, jestem ważna, jestem gotowa. Tak, jestem gotowa, aby zrobić ten krok naprzód. Gotowa jak nigdy wcześniej. To uczucie, strachu, a później radości, ulgi i wyzwolenia muszę zapamiętać, wyryć sobie w pamięci, aby towarzyszyło mi na co dzień. Bo jak nie ja to kto? Nikt nie pokieruje moim życiem, tylko ode mnie zależy, w którą stronę ono pobiegnie i jakie ono będzie miało kształt. To ja jestem pisarzem, który zapełnia puste kartki historią, swoją historią.


Drugiego dnia miałyśmy uroczystą kolację, połączoną z imprezą integracyjną i karaokę. Kocham tańczyć, ale dotychczas robiłam to z odkurzaczem, kocham śpiewać, ale robiłam to tylko wtedy kiedy nikt mnie nie słyszał. A podczas tego wieczoru odważyłam się wystąpić solo śpiewając jedną piosenkę, a raczej próbując przekrzyczeć głośną linię melodyczną. Jak wyszło? Nie wiem, ale najważniejsze jest to, że się odważyłam być sobą, a nie być taką jak chcą mnie widzieć inni. Koniecznie poznajcie też piosenkę, która stała się hymnem tych warsztatów, a ja słucham ją codziennie, bo daje tak motywacyjnego kopa, jak żadna inna.


Dzień po przyjeździe był magiczny, a to za sprawą Ani z bloga Okiem mamy. Ania ma też swoją pasję - jest fotografem, na dodatek świetnym, a jej pracę możecie podziwiać na stronie MagiczneChwile.pl. Przed sesją makijaż miały nam wykonywać profesjonalistki, które hm.. zawiodły, bo postanowiły się jednak nie zjawić.  Czy to był dla nas jakiś problem? - żaden! Same znakomicie dałyśmy sobie radę zarówno z makijażami jak i fryzurami. Dodatkowo dwie przedstawicielki marki Byas, które zaraz po śniadaniu miały z nami warsztaty, postanowiły zostać, by wesprzeć nas w trudnej sztuce makijażu. Totalna improwizacja, ale wszystko się udało i to na jakim poziomie! To niesamowite jak 30 kompletnie nieznanych sobie wcześniej osób potrafi się wspierać, służyć sobie bezinteresowną pomocą. To było piękne.


Przyznaję, że przed sesją trochę się denerwowałam, ale jak tylko przekroczyłam próg pokoju, w którym nasza kochana pani fotograf czekała - wszystkie troski zniknęły. Ania przywitała mnie z uśmiechem na twarzy, otwartymi ramionami i słowami "jesteś piękna". Nie często słyszę takie słowa, a wypowiedziane przez drugą kobietę, to prawdziwy komplement. Ta drobnej postury, niesamowita dziewczyna od początku pokierowała mnie jak się ustawić, gdzie spojrzeć i co w ogóle robić, by zdjęcia wyszły świetnie. "Namalowała" mnie niczym malarz na płótnie z pełną kobiecością, delikatnością i sensualnością. Jestem zachwycona tymi zdjęciami. Po sesji każda z nas wybrała się do Marzeny - stylistki, wizażystki i coach wizerunku. Marzenka podpowiedziała nam jakie kolory najbardziej do nas pasują i co może być pomocne podczas wybierania się na zakupy. Bardzo przydatne rady.



Aby móc wyczarować bajeczne fryzury na sesję, sklep NEO24 obdarował nas sprzętem babyliss. Proste włosy, a może loki? Na wszystko byłyśmy przygotowane. Polecam zajrzeć do NEO24, gdzie znajdziecie wiele atrakcyjnych ofert. Takich cen nie ma nigdzie.


Przez całe trzy dni podczas warsztatów mogłyśmy raczyć się pyszną wodą źródlaną Id'eau. Miałam okazję poznać ją już wcześniej i muszę Wam powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych wód jaką miałam okazję spróbować. Błyskawicznie gasi pragnienie.

Odkryciem warsztatów był nowy napój energetyczny Neon N life, którego również nie zabrakło na stołach. Mimo, że ja energetyków w ogóle nie piję, to jednak tutaj przekonało mnie to, że jest on zrobiony na bazie naturalnych składników i zielonej herbaty. Stawia na nogi i jest pyszny.


Ziołolek zrobił mi dzień przekazując zestaw kosmetyków składający się z delikatnej kostki do mycia, żelu z witaminami do mycia rąk i ciała, oraz bogatemu kremu do rąk. Prezent idealny na potrzeby moje i mojej rodziny. Na instagramie mówiłam Wam dlaczego.


Do domu przywiozłam także nowy dzbanek Aquaphor. Nie dość, że filtruje wodę, to także wzbogaca ją o magnez. Duża pojemność (4,2l) tylko ułatwia codzienne funkcjonowanie. Bardzo fajny i praktyczny upominek, dzięki, któremu zaoszczędzę pieniądze, które miesięcznie wydaję kupując wodę mineralną.


Na moich socjal mediach pokazywałam Wam również przepiękne albumy i grę dla całej rodziny z Moi Dziadkowie . Albumy będą znakomitym prezentem na święta lub nadchodzące pomału Dzień Babci i Dzień Dziadka. Cały ich urok polega na tym, że dziadkowie wypełniają je i odpowiadając na zawarte w nich pytania opowiadają o wydarzeniach ze swojego życia od dzieciństwa po dzień dzisiejszy. Kiedyś te albumy wrócą do nas, a my będziemy mieć najpiękniejszy prezent jaki od dziadków można dostać - historię ich życia napisaną ukochanymi dłońmi. Gra ma za zadanie łączyć pokolenia i przybliżyć czasy, które już minęły.



Warsztaty, które pierwszego dnia trwały do nocy umilał nam blask i zapach świec Biosensual. Te tańczące płomyczki relaksowały, zapach wprowadzał w błogi nastrój, a wosk był dodatkowym atutem, gdyż można go było wykorzystać do masażu rąk. Te naturalne świece skradły moje serce.



Organizatorki stanęły na głowie, aby wszystko ogarnąć do tego kształtu, jaki zastałyśmy, ze wszystkimi tymi prezentami i całą cudowną otoczką jaki tworzył klimat hotelu. Jednak tak sobie myślę, że jeden z piękniejszych prezentów dostałam od wszystkich uczestniczek. Na koniec naszej SENSualnej przygody każda z nas miała napisać na kartach przynajmniej jedno zdanie o pozostałych uczestniczkach. Nie do wiary ile można się o sobie dowiedzieć przez 3 dni, a słowa, które przeczytałam są ze mną codziennie. To było piękne. Dziękuję dziewczyny.



Teraz, te dwa tygodnie po warsztatach czuję ogromną wdzięczność do Roksany (która jakimś cudem mnie prześwietliła i jej kobieca intuicja, a może szósty zmysł podpowiedział, że czegoś takiego potrzebuję), do Ani, która włożyła tyle pracy w organizację wszystkiego, do Basi, która wydobyła ze mnie moje radości i lęki, do Oli, która przywitała mnie jak rodzoną siostrę i przez całe to wydarzenie była ciepła jak słońce latem, oraz do wszystkich dziewczyn, przy których mogłam się otworzyć i po prostu być sobą. Dziękuję!


Kolejne takie wydarzenie dziewczyny planują już na wiosnę, a ja już wiem, że muszę tam być. Do klipu z warsztatów będę wracać za każdym razem kiedy przyjdzie w moim życiu chwila zwątpienia. Wtedy to go odszukam i przypomnę sobie jak się czułam, co postanowiłam i jakie cudowne osoby spotkałam w swoim życiu.



Warsztaty Jestem SENSualna przygotowywane są przez kobiety dla kobiet. Odkrywają nasze piękno zarówno te zewnętrzne, jak i te, które kryjemy w środku. Pozwalają uwierzyć w siebie i własne możliwości i naprowadzić na odpowiednią drogę, z której często zbacza się gdzieś w tej szarej rzeczywistości. Zachęcają do zajrzenia do wnętrza samego siebie, by pokonać lęki i odkryć własne pragnienia. Dzięki temu wydarzeniu nie boję się już zmian, a te na pewno nadejdą. Może nie dziś, może nie jutro, ale małymi kroczkami będę sukcesywnie wprowadzać to, na co się zdecydowałam. Już się nie boję - jestem silna, jestem ważna, jestem gotowa!

18 września 2017

Łeba okiem turysty. Najlepsze miejsca, najlepsze i najtańsze jedzenie, noclegi, atrakcje i ceny.

Od dwóch tygodni wakacje są już tylko wspomnieniem, ale czas urlopowy nadal trwa. Podczas gdy jedni wrócili już do szkoły i pracy, inni właśnie pakują walizki. Jestem ciekawa, do której z tych grup się zaliczacie? Jeśli do tej drugiej, to może wpadniecie nad polskie morze? A jeśli jesteście już po wczasach, to być może moje rady przydadzą się Wam w planowaniu urlopu w przyszłym roku. Dziś bowiem wracam do początku sierpnia i opowiem Wam o tym, co takiego odkryłam w Łebie.


Wakacje jak co roku są dla nas bardzo pracowitym czasem, na brak obowiązków nigdy nie możemy narzekać, a niedoczas staje się nieuleczalną chorobą. Tak to wygląda. Jednak mimo napiętego jak struna grafiku udało nam się wyrwać na kilka dni nad Bałtyk. Tym razem na cel naszej podróży wybraliśmy Łebę. Już w zeszłym roku obiecaliśmy sobie, że będziemy odwiedzać inne nadmorskie miejscowości, niż tylko Mielno, do którego jeździliśmy z sentymentu. Jak zawsze wybraliśmy się tam na totalnym spontanie. Bez rezerwacji noclegu, bez wywiadu, czy jakiegokolwiek obeznania w atrakcjach. Oprócz wydm nie mieliśmy rozeznania co tam można zobaczyć. Każdy wyjazd jest więc jedną wielką przygodą.


Pierwsze co uderzyło w oczy po przyjeździe to wielkość miasta. Zdecydowanie jest to o wiele większa miejscowość od dobrze znanego nam Mielna. Początkowo nie wiedzieliśmy jak się po nim poruszać. Zostawiliśmy samochód i ruszyliśmy szukać wolnego pokoju w jakimś atrakcyjnym miejscu. W ciągu godziny znaleźliśmy idealną miejscówkę na ul. Nadmorskiej, od której najbliżej jest przejście do morza. Lepiej nie mogliśmy trafić - główna ulica, pokój z balkonem, pod nami i po drugiej stronie ulicy całodobowe delikatesy i oczywiście mnóstwo sklepów i atrakcji dla dzieci. Wymieniłam delikatesy na pierwszym miejscu, dlatego, że po świeże bułki nie trzeba było daleko chodzić. Koszt pokoju za osobę to 50zł. Opłata klimatyczna za 5 dni wyniosła nas ok 40 zł. Samochód mogliśmy zostawić na podwórku właścicielki domu, dzięki czemu opłaty za (wszędzie stojące) parkometry nas ominęły.


W Łebie znajduje się całe mnóstwo atrakcji dla dzieci, począwszy od straganów, bujaków, automatów, wszelkiej maści małpich gajów, a także dwóch dużych wesołych miasteczek. Dzieci mogły wziąć udział także w wakacyjnym kursie nauki jazdy na elektrycznych samochodzikach, poruszając się na placu z namalowanymi ulicami, rondem, znakami, oraz sygnalizacją świetlną. Na mojej córce największe wrażenie zrobiła chyba ogromna ślizgawka (robiona na wzór skoczni narciarskiej), którą pokazywałam Wam na instastories. Zjechałam na niej tylko raz, bo z moim lękiem wysokości, już podczas wchodzenia nogi się pode mną uginały. Po ulicach ciężko się chodziło, bo oczywiście każda jedna atrakcja musiała być zaliczona, a stragan obejrzany. Radość w oczach dziecka - bezcenna.


Fantastycznym miejscem w Łebie jest Scena Kulturalna. Codziennie odbywały się tam przeróżne eventy, jak np koncerty gwiazd, występ kabaretów. Dla każdego coś fajnego. Ludzie tłumnie na nie przybywali. Kino 7D i 9D to kolejne miejsca, do których warto się udać. Niesamowite wrażenia.


Muzeum Bursztynu znajdujące się na ul Nadmorskiej było pierwszym miejscem, do którego się wybraliśmy. Można tam wejść tylko i wyłącznie z przewodnikiem, a koszt biletu dla osoby dorosłej wynosi 15 zł, dla dziecka 12zł. Znajdują się w nim cztery sale. Pierwsza z nich to las bursztynowy, jednak bursztynów tam nie znajdziecie, tylko posłuchacie o ich ewolucji. W drugiej sali przedstawiającej epokę lodowcową również nie nacieszycie oka tym kruszcem, za to trzecia i czwarta sala wynagrodzą Wam  to w 100%. W trzecim pomieszczeniu znajduje się wiele cudownych bursztynów. Są one niezwykłe z tego względu, gdyż zatopione są w nich w sposób naturalny owady. Całą ściana cudów natury uwiecznionych w małych bursztynowych bryłkach. Można tam też zobaczyć jak wygląda nieoszlifowany, naturalny bursztyn, (co dla ,mnie było totalnym zaskoczeniem, gdyż wyglądem przypomina on zwykły kamień), a także poznać ich kolory. Czwarta sala, to już artyzm w czystej postaci i to dosłownie. Znajdują się w niej przepiękne rzeźby i obrazy. Czy warto tam iść? U nas wygrała czysta ciekawość, ale drugi raz już bym tam nie poszła. Czas zdobywać inne miejsca.




Ciekawym miejscem na mapie Łeby jest deptak. Bardzo lubiliśmy spędzać tam czas, gdyż tętni on życiem do późnego wieczora. Wielokrotnie podziwialiśmy tam lokalnych artystów. Jest tam dużo przestrzeni, kwiaty, ławeczki, na których można sobie chwilę odpocząć, a  także wiele punktów gastronomicznych, oraz sklepików z pamiątkami. Znajduje się tam także Aleja Prezydentów Polski, po której spacer okazał się również ciekawą lekcją historyczną dla dziecka.


Podczas pobytu w Łebie odwiedziliśmy również Oceanarium. Tutaj bilety były drogie - normalne kosztowały 25 zł, a ulgowe 19zł. Kiedy idzie się tam z całą rodziną, to można to odczuć po kieszeni. Oceanarium ma niewielką powierzchnię, ale znajduje się tam wiele gatunków ciekawych ryb. Spotkać tam można małego rekina, piranie, arawanę, kraby, płaszczki...Osobiście trochę się zawiodłam. Z zewnątrz cały kompleks wydawał się być większy, a tymczasem wszystko można było obejść w siedem minut.





Łeba Park, czyli największy w Polsce park dinozaurów zachwycił nas na całego. Nie będę się tu dużo rozpisywać, bo akurat to miejsce zasłużyło na osobny post (na pewno umieszczę link do niego również i w tym wpisie). Tyyyle jest do opowiedzenia. Bilety drogie, ale absolutnie warte swojej ceny - normalny: 59 zł, ulgowy: 45 zł.


Muzeum Motyli, to kolejne miejsce, do którego się udaliśmy. Mieści się ono przy ul. Wojska Polskiego 5. Byłam nim oczarowana. Znajduje się tam ok 3.500 tys. motyli, oraz innych owadów, takich jak pająki, żuki, modliszki i wiele innych... są tam również gabloty z ciekawostkami na temat niektórych gatunków. Niesamowite jest to, że kolekcję tę stworzyła jedna osoba - co za pasja! Polecam serdecznie, zdecydowanie warto odwiedzić to miejsce. Bilet normalny kosztuje 12 zł, a ulgowy 10zł.






W ostatni dzień naszego pobytu wybraliśmy się także na wystawę z klocków lego. Dla fascynatów i dla dzieci, to niesamowite miejsce. Całą wystawa warta jest ok 200.000 zł, a najdroższe klocki o ile dobrze pamiętam kosztowały 4.000 euro i pochodziły z limitowanej kolekcji star wars. Całość składały 3 osoby przez 3 miesiące. Biorąc pod uwagę to, ile skomplikowanych i dużych budowli tam było, to muszę przyznać, ze jestem pod wrażeniem. Mnie by to pewnie zajęło 3 lata. Niektóre elementy wystawy są interaktywne - można samodzielnie wprawiać je w ruch. Tym sposobem uruchomimy kolejkę, karuzelę, wiatrak, mogliśmy zmienić się w operatora dźwigu, kierowcę ciężarówki i innych pojazdów. Zobaczyć tam można również 30 największych budowli w historii lego, a jeśli o historii mowa, to dzięki jednej z gablot przeniesiemy się w czasie, by przypomnieć sobie pierwsze klocki tej marki. Dodatkową atrakcją dla dzieci jest to, że mogą one tworzyć własne budowle, dzięki dostępnym na miejscu klockom. Również dla fanów gier znajdzie się coś ciekawego w postaci play station, oraz tabletów z zainstalowanymi legusiowymi grami. Cena normalnego biletu wynosi 12 zł, a ulgowego 8 zł. Warto skorzystać z biletów rodzinnych ( my za bilet 2+1 łaciliśmy28zł), oraz karnetów, w przypadku chęci powtórnego odwiedzenia wystawy podczas urlopu. Polecam.








Jeśli morze to i plaże, a te w Łebie są duże, czyste i strzeżone, z pięknym jasnym piaskiem. W ciągu pięciu dni pobytu, na plaży byliśmy 2 razy, na więcej pogoda nie pozwoliła.


A co z jedzeniem? No cóż, na brak lokali w Łebie nie ma co narzekać - jest ich całe mnóstwo i każdy znajdzie dla siebie coś dobrego. Jednak ceny.. no cóż to czysty biznes. Kiedy w jednej restauracji za dwa niewielkie posiłki i napoje zapłaciliśmy ponad 80zł, zrozumieliśmy, że musimy poszukać czegoś tańszego, bo lepiej te pieniądze wydać na własne przyjemności niż jedzenie. Tym sposobem znaleźliśmy Ambrozje. Lokal znajduje się przy ul Wojska Polskiego 21 i serwuje przepyszne domowe, dwudaniowe obiady. Za zupę i danie główne płaciliśmy 15zł na osobę, sama zupa kosztowała 3zł. Jednym daniem mogłyby się śmiało najeść dwie osoby - takie duże są porcje. Przykładem jest schabowy, który zajmuje cały talerz, do tego kopa ziemniaków i surówki. Dla niejadków też się coś znajdzie - pyszne naleśniki za 6zł, albo placki ziemniaczane 4zł. Kiedy poznałam to miejsce wcale mnie nie dziwiło, że są tam (w porze obiadowej) wieczne kolejki. Bardzo miła i szybka obsługa, pyszne jedzenie, niskie ceny - zdecydowanie warto.


W tym roku na wydmy nie dotarliśmy, zabrakło czasu. Podobnie było z  portem jachtowym, power parkiem, labiryntem 3D, muzeum erotyki, iluzjonelum, magicznymi lustrami, oraz fokarium, które znajduje się zaledwie kilka kilometrów za Łebą.

Łeba pozytywnie nas zaskoczyła. Po wcześniejszych obawach nie zostało ani śladu. Ciężko zobaczyć wszystko w ciągu pięciu dni, ale obiecaliśmy sobie, że jeszcze tam wrócimy.

ZOBACZ TAKŻE:
*Mielno
*Wrocław
*Warszawa
Odwiedź moje socjal media : instagram, facebook